grynaplus

GRYNAPLUS

Ładowanie...

grynaplus

GrynaPlus

banner-badge

Blog

Znajdują się tu wszystkie artykuły napisane przez naszych użytkowników!

14

Orgiarokucelina

2 lata temu

Rayman 3: Hoodlum Havoc - omówienie fabuły cz.1

Rayman 3: Hoodlum Havoc to trójwymiarowa platformowa gra komputerowa wydana w 2003 roku przez Ubisoft

w tym artykule omówię fabułę tej gry

W rozdroży marzeń wszystko było piękne i kolorowe, czerwone lumki żyjące na wolności beztrosko bez zmartwień, handel działał bardzo dobrze i nieustannie. Nagle niespodziewanie zjawił się wyjątek, czarny lum o imieniu André który pozamieniał wszystkie czerwone lumki w swoje bezmyślące kopie czarnych włochaczy. w krainie nastaje chaos i brak kontroli nad sytuacją. Wszystko dosłownie zamienia się w koszmar nie z tej ziemi. O całym zdarzeniu leci poinformować Murfy czyli jeden z przyjaciół głównych bohaterów a mianowicie Rayman-a i Globox-a. Dokładnych wieści nie ma on jak przekazać ponieważ ich dwójka smacznie spała. Pierwszy budzi się Globox który uciekając próbuje nieudolnie zabrać swojego kumpla ze sobą co kończy się wyrwaniem dwóch dłoni Rayman-a, pomaga w tym sam Murfy który mimo wielokrotnie mniejszego rozmiaru i wagi jest w stanie ciągnąć Rayman-a za włosy. Udaje im się odlecieć w bezpieczne miejsce i Murfy zaczyna tłumaczyć co się właściwie stało oraz dlaczego wydarzyło się tak a nie inaczej wyciągając swój praktycznie bezużyteczny podręcznik użytkownika (tak przynajmniej jest w polskiej wersji). pierwszym problemem jest brak rąk które globox parę chwil wcześniej sobie przypadkiem "użyczył". jego odnalezienie nie trwa zbyt długo, zastajemy go wepchanego na siłę do beczki po śliwkowym napoju w której w sposób niepojęty potrafi się poruszać a nawet skakać, by go dalej nie męczyć rozbijamy beczkę i ratujemy żabę, rąk Rayman-a Globox nawet nie ukrywał, one same przyleciały wracając na swoje miejsce.

Po akcji poszukiwawczej pędzimy czym prędzej do serca świata przed zarażeniem chorobami rozsiewanymi przez André. W pewnym momencie on staje nam na drodze, jest on przeciwnikiem typu: "Mocny w gębie, słaby w walce" (Chociaż i tak przez całą grę swoją umiejętnością manipulacji i hytrością praktycznie nie dało się go pokonać raz na zawsze) po kilku uderzeniach znowu zamienia się w czarnego włochacza i straszy nas tym że przejmie władzę wyręczając się innymi swoimi sługusami. Do Serca został nieduży kawałek drogi, pod sam koniec niebieska niedorajda (Globox) Połyka żywcem naszego największego wroga i... no właśnie, wiadomo dwa fakty: 1. zaczyna się futrzasty, bądź płazi lament, płacz i narzekanie 2. André w jakiś sposób poinformował swoich sługusów o tym że nasi bohaterowie się zbliżają do celu. Tak czy siak w końcu jesteśmy na miejscu, widzimy że serce jest całe i nic mu się nie stało lecz pojawił się kolejny problem, jak wyjąć tego kudłacza z Globox-owego bembena? Teensieny proponują wyprawę do Lasu czystych liści w celu odnelezienia Szamana (który wygląda jak typowy doktor) tak więc jedziemy tam za pomocą portali w rytm muzyki funkytown przemieszczając się za pomocą deski snowboard-owej pomiędzy platformami.

Następnie trafiamy do zielonej krainy czystych liści, Globox coraz bardziej zaczyna jęczeć i żalić się z powodu (chyba) bólu brzucha i pseudoświadomości tego że jakiś czas wcześniej zjadło się futrzaka. By uspokoić jego żądania śpieszymy się czym prędzej do naszego Szamana ale na drodze stoi nam wodospad. Globox nagle odkrywa że po wypiciu całej beczki (boże święty) nalewki ze śliwek [skreślone: alkoholowej] po której odlatuje (dosłownie) albo uzyskuje na krótki moment jakąś boską moc łamiącą prawa fizyki jak np. wspinanie się po wodospadzie właśnie czyli żywioł który jest na tyle silny że by go zgniótł swoim ciśnieniem. Tułamy się tak jeszcze parę kilometrów mordując kolejne partie silniejszych wersji futrzaków (Mroklumów) do momentu w którym jeden z nich kontroluje wielką maszyną z ogromnymi nogami przerastającymi naszego bohatera. Sposób na pokonanie go leży po stronie pocisków naprowadzających gdyż walka wręcz jest absurdalna i niemożliwa, ku zaskoczeniu (nawet nie bohatera gry a raczej graczy) po pokonaniu go możemy pobawić się maszyną serwując nam pod nogi całą masą Mroklumów (spokojnie ilość ich nie jest na tyle duża by spaliła naszą kartę graficzną w komputerze), masakrujemy każdego śmiałka z wielką gracją jednego po drugim aż im się skończy wojsko.

Po całym zajściu otwierają nam się drzwi do gabinetu lekarskiego naszego długo oczekiwanego (bądź nie) doktorka/szamana który ma rzekomo pomóc Globoxowi w rozwiązaniu pertubacji przygód zołądkowych z Kudłaczem. Otto bo tak się nazywa nasz specjalista, sięga po "Drastyczne metody" czyli granie MASTER OF PUPPETS na pełnym basie i głośności używając do tego jego ręki lecz to zupełnie nic nie daje a nawet prowadzi do potężnego beknięcia niebieskiej żaby i gorszego problemu gdyż mała cholera sie przemieściła a konkretnej do żołądka a nasz doktorek rzuca tekstem że on się na tym nie zna a wogule to sam sobie radź i wysyła nas do swojego przyjaciela gastrologa znowu gdzieś w oddalonym o parę mil lotniczych miejscu w zupełnie innej krainie, tak więc lecimy z powrotem do portalu używając deski snowboardowej no i pod koniec drogi okazuje się że ścieżka jest uszkodzona i spadamy w krainie obok.

Dostajemy się na Bagna Mroku i lądujemy w wychodku w którym akurat siedziała stara wiedźma Begoniaxa która zarzuca nam gwałt (dotyczy to tylko polskiego tłumaczenia) mimo to że całe zdarzenie działo się dosłownie w ułamku sekundy i nie miało prawa się nic takiego wydarzyć a wogule... to jest niemoralne. Jedyna droga na wyjście z tej krainy to przejście przez jej dom (zbieg okoliczności?). Przez większość czasu Begoniaxa zajmuje się wywarzaniem mikstur, w swoim kotle w tym czasie wywarzyła miksturę zamieniącą kogoś w żabę trwale bądź nie. Czarownica nie pozwala nam przejść dalej przez dom upierając się nam zarzuconymi czynami więc pokonujemy ją jej własną bronią (Rosołem babcijnej roboty gotowanym na pełnym ogniu w dwustu litrowym garze). Po kilku razach bździągwa chowa się w innym pokoju z magicznym lustrem które jest również portalem i nadal dziamgoli pod nosem jacy my jesteśmy niedobrzy. My się tym nieprzejmujemy i uciekamy stąd czym prędzej odnaleść z resztą zgubionego po drodze Globox-a bo nie wiadomo czy on poleciał za nami czy doleciał do końca drogi. Bagien i co za tym idzie błota jest jeszcze więcej więc jest coraz ciężej przedostać się dalej a same bagna są zainfekowane jakimiś toksynami ponieważ gdy się przypadkiem do nich dotknie to dostajemy oparzeń trzeciego stopnia badź bądą zjadać nas piranie (tak w tym świecie na bagnach żyją piranie) aż dojdziemy do wielkiego łowcy...

 

Koniec części pierwszej

Dziękuję za przeczytanie i zachęcam do poczekania na następną część

0 Komentarzy

Ostatnie wpisy