grynaplus

GRYNAPLUS

Ładowanie...

grynaplus

GrynaPlus

banner-badge

Blog

Znajdują się tu wszystkie artykuły napisane przez naszych użytkowników!

3

Goha

1 rok temu

Biomutant - recenzja

Planeta umiera. Są tego świadomi wszyscy jej mieszkańcy, a ostatecznym symbolem końca jest obumierające powoli Drzewo Życia. Znajdujący się w samym centrum kontynentu kolos, którego masywne korzenie otulają lądy i powoli podgryzane są przez cztery bestie zwane Światożercami. Nie wiadomo czy świat można jeszcze ocalić. Nie wiadomo czy warto próbować. Ale cóż począć, gdy los daje nam możliwość, by podjąć taką próbę. Jean-Baptiste Alphonse Karr napisał ponoć kiedyś- “im więcej rzeczy się zmienia, tym bardziej pozostają one takie same.” I chyba nie ma lepszego jednozdaniowego podsumowania dla Biomutanta, debiutanckiej produkcji studia Experiment 101, która 25 maja pojawi się w sprzedaży na pecetach oraz konsolach zeszłej generacji z wariantami na PS5 i Xboksa Series X w niedalekiej przyszłości. Biomutant to gra dziwna. I jest to myśl, która nie odstępowała mnie na krok przez ponad 20 godzin jakie zajęło mi jej pierwsze ukończenie. Grając czułem się jak gdyby do blendera wrzucono sto różnych pomysłów, które po wypiciu uderzają z taką mocą, że człowiek sam nie wie czy mu smakuje, czy nie. U podstaw jest to kolejna gra action-adventure w otwartym świecie. Jako tytułowy biomutant- szopo-borsukopodobny zwierz przemierzamy zakątki postapokaliptycznej planety zamieszkiwanej przez inne zmutowane zwierzaki. Ale jednocześnie jest to gra łapiąca za ogon tyle srok, że po napisach końcowych miałem wrażenie, że każdą zdążyłem w sumie co najwyżej musnąć. No bo mamy tu wszystko to co w standardowych open-worldach, na przykład Ubisoftu. Biegamy po wielkiej mapie, na ekranie jest sto znaczników z ciekawymi miejscami, questami, znajdźkami, co jakiś czas napotykamy grupki przeciwników z którymi ostrzeliwujemy się pukawkami. Ale to najwyraźniej nie wystarczyło autorom, bo w grze oprócz strzelania, jest też cały system walki wręcz nazywany “wung-fu” wraz prostymi drzewkami umiejętności, kombosami zależnymi od tego jaki pistolet czy broń białą mamy przy sobie, a nawet wypełniającym się paskiem pozwalającym wykonywać ruchy specjalne i finishery. Ale i to nie wszystko, bo Biomutant ma też całkiem rozwinięty system RPG-owej progresji- ze statystykami, poziomami doświadczenia, kilkoma typami umiejętności do rozwijania, możliwością używania umiejętności psionicznych, czyli po naszemu magii… ...ale i to nie wszystko, bo i praktycznie każdą pukawkę można modyfikować z części znalezionych w podróży a nawet budować je od zera składając ze sobą podniesione przedmioty. I to tylko przykład tego w jaki sposób Biomutant jest grą prostą- no bo nic tu nie jest szczególnie rozbudowanego- jednym się strzela, drugim się bije, ale jednocześnie ile pomysłów próbowano upchnąć do takiego prostego konceptu strzelania do wrogów.

 

Biomutant - Poznaliśmy datę premiery oczekiwanego RPG akcji o baśniowym  zabarwieniu. Zagramy już w maju tego roku | PurePC.pl

 

Crafting, sztuki walki, techniki broni białej, strzelanie, magia, kombosy, wrzucone co się tylko dało, ale żaden z tych elementów nie błyszczy w sposób który kazałby powiedzieć “wow, robi wrażenie”. Wszystkiego w tej grze jest… dużo. I w zależności od tego jakie gry lubicie bardzo się to wam spodoba… albo też nie. Ja na przykład jestem zbieraczem- w Pokemonach lubię łapać je wszystkie, a na dużych mapach robić wszystkie sidequesty. Więc pod tym względem świetnie się bawiłem. Ciągle coś przykuwało moją uwagę. A to jakaś nowa wioska, jakieś ruiny, jaskinia, kanały, tajemniczy artefakt. Nieustannie jest co robić. Ale trudno nie odnieść wrażenia, że w Biomutancie panuje olbrzymi chaos, gigantyczny rozgardiasz każdego elementu. Nawet fabuła jest taka. Każdy możliwy pomysł wrzucony do jednego wora. Nie ma ona jednego, ale aż trzy oddzielne główne wątki fabularne, które na dobrą sprawę w ogóle się ze sobą nie zazębiają. Jest motyw czterech Światożerców nazywanych Puchciami, których należy pokonać… ale jest też osobny wątek wojny sześciu klanów, które walczą ze sobą o dominację nad krainą i w ramach której będziemy opowiadać się za jedną ze stron… ale znowu całkowicie oddzielnie od tego jest temat osobistej zemsty na złoczyńcy imieniem Lupa-Lupin, który zamordował naszych rodziców i którego doprowadzić chcemy do sprawiedliwości. Najbardziej w Biomutancie podobała mi się jego schizofreniczna wręcz atmosfera. To gra o naprawdę unikatowym klimacie, przywodząca mi na myśl przełom lat 90 i zerowych. Gdy powstawały naprawdę dziwaczne tytuły, które dziś w życiu nie zaakceptowane zostałyby przez dużego wydawce. Czasy gier takich jak Sacrifice, MDK, Abe’s Odyssee, Giants, Evolva, Black & White. Gdy dziwne, inne i nieszablonowe było fajne. I sporo DNA tych gier widać bezpośrednio właśnie tutaj. Często bardzo dosadnie- jak w karmie reprezentowanej przez kłócące się ze sobą dobre i złe sumienie identycznie jak w Black & White. Czy też w sposobie narracji wyraźnie nawiązującej formą do Bastionu od Supergiant Games bądź kwiecistością języka przywodzącą mi na myśl Eldreda z Sacrifice od Shiny Entertainment. Mówię “schizofreniczna”, bo wiele dialogów brzmi jak strumień świadomości gorączkowego snu majaczącego umysłu. Akcja Biomutanta toczy się na zdezelowanej, postapokaliptycznej Ziemi, gdzie pozbawione ludzkości, zmodyfikowane genetycznie inteligentne zwierzęta zaczynają przejmować kontrolę nad rozpadającą się planetą. Ich pojmowanie świata jest infantylne i niepełne. Nie rozumieją dawnej technologii, a ich język przypomina sposób w jaki mówią dzieci. Operują na strzępkach wiedzy o dawnym świecie tworząc swoje własne nazwy dla już nazwanych przedmiotów- podobnie jak miało to miejsce na przykład w Mutant Year Zero.

 

Biomutant tech review -- No frames for you, you foolish child

 

Nie zdziwcie się więc, gdy dowiecie się, że wasza muma nauczyła was jak ujeżdżać gnunie, żebyście mogli ustrzelić puchcia w śmierciosferze za pomocą pif-pafów z przeszłodni. Język Biomutanta jest fascynujący i naprawdę czapki z głów dla autorów polskiej wersji językowej, którzy stworzyli moim zdaniem jedną z najlepszych lokalizacji w historii. Niektóre nazwy są lepsze niż w angielskim oryginale. Moim ulubieńcem pozostaje boss z wielkim taranem, którego nazwano tu Bumtararan. To jedno z najlepszych spolszczeń jakie miałem okazję zobaczyć. A ja zazwyczaj nie lubię spolszczeń. I dlatego zresztą też muszę się przyczepić do faktu, że idealnie nie jest, bo na przykład ktoś pokpił jeden z ważniejszych i ciągle powtarzających się komunikatów w grze. Angielskie “just a few moves left” przetłumaczono jako “kilka ruchów w lewo” zamiast “pozostało tylko kilka ruchów” i dobrą chwilę zajęło mi zaskoczenie co narrator miał tak naprawdę na myśli. A skoro o narratorze mowa to nawet nie wiem co powiedzieć o unikatowym podejściu Biomutanta do prowadzenia historii. W grze nie ma w zasadzie dubbingu. Ani angielskiego, ani też żadnego innego. W liście płac kredytowanych jest tylko trzech aktorów głosowych. Wszystkie zwierzaki porozumiewają się w swoich własnych językach brzmiących trochę jak Simsowy Simlish, a na nie nakładane jest potem trzecioosobowe wyjaśnienie tajemniczego tłumacza, który opowiada nam niczym lektor co właśnie zostało nam przekazane. Jak wspominałem wcześniej trochę zalatuje to Bastionem, bo narrator nie ogranicza się jedynie do przekładania, ale również nieustannie komentuje, często w bardzo filozoficzny sposób wszystko co dzieje się na ekranie. Ten element daje całości trochę komiksowy posmak- jak gdybyśmy czytali narracyjne dymki, potęgowane dodatkowo przez typowo komiksowe wybuchy i ciosy oznaczane ekranowymi onomatopejami.

 

BIOMUTANT: What Is The Best Class?

 

Narracyjne dymki, ale wypełniane przez Paulo Coehlo. To naprawdę dziwna gra. W dodatku o bardzo nierównym tempie i ciężarze- moja rada jest taka, że jeśli dacie Biomutantowi szansę to nie zniechęcajcie się zbyt szybko. Początek wydawał mi się żmudny i źle poprowadzony. Gra rozpoczyna się od niepotrzebnie długiego samoczuka przeplatanego ciągle przegadanymi retrospektywami. Po wyjściu na mapę świata robi się lepiej a z czasem świetnie, gdy odblokujemy już wierzchowce, pojazdy, mechy, a na mapie zaczną pojawiać się pierwsze znaczniki. Mówię również, że ciężar pewnych elementów jest bardzo nierówny, bo nasz Biomutant ma na przykład statystykę odpowiadającą za moc przekonywania NPC-ów w dialogach, ale opcja ta jest używana z pięć razy na krzyż w całej grze, a na dodatek ma na jej przebieg mały wpływ. Tak samo jak główny wątek walki plemion, który przypomina mi na przykład wojny gangów z GTA: San Andreas- tu również mapa podzielona jest na obszary nasze i wrogie, które podbijamy ku czci naszego Sifu, ale mimo iż stanowi to dość dużą część gry, mechanicznie jest to system nieskomplikowany i sprowadzający się do podbijania fortec. Więc no, tak jak mówiłem. Dwa grzyby w barszcz. Wszystkiego po trochu i w sumie nic nie ma okazji jakoś mocniej zabłysnąć. Natomiast fajny pomysł Biomutant ma na Nową Grę Plus. Przy pierwszym podejściu zaczynamy od południa co oznacza, że gracz może sprzymierzyć się na dzień dobry z jedną z dwóch frakcji i podbijać pozostałe. Po ukończeniu gry możemy zagrać od nowa, ale tym razem zaczynając od środka mapy co daje dostęp do sprzymierzenia się z dowolną z sześciu frakcji, a przy okazji spróbowania jak zmienia się gra, przy inaczej podejmowanych decyzjach. Więc to akurat jest bardzo fajne- że New Game Plus nie jest po prostu drugim przejściem dokładnie tej samej gry. Na koniec zostawiam sobie kwestie technologiczne, bo Biomutant jest śliczne- mieszając trochę realizmu z kreskówkową stylizacją. Jest tu na co popatrzeć i pozachwycać się dużymi otwartymi obszarami pachnącymi mieszanką Fallouta przez swoje zdezelowane post-apo wioski i Breath of The Wild z dużymi polanami w górskim otoczeniu. Natomiast choć bardzo puszy się, żeby wyglądać jak gra AAA z najwyższej półki to… prawda jest taka, że Experiment 101 to jest mikroskopijne studio niezależne w którym pracuje w porywach z 20 osób. I miejscami to widać. Zaprojektowana została cholernie inteligentnie, by jak najlepiej zamaskować braki budżetowe i kadrowe i wychodzi jej to zdecydowanie na dobre. Tam gdzie powinna być najbardziej wypolerowana przy swojej skali wydaje mi się wypolerowana dobrze- strzelanie, przemierzanie krainy, eksploracja działają spoko. Tam gdzie można było trochę przyciąć, przycięto- czasem widać to w słabo animowanych przerywnikach czy też bardzo kiepsko poukrywanych teleportach bohaterów w oskryptowanych sekwencjach. Ale to właśnie świadczy o sprycie twórców- umiejętnie pozamiatali pod dywan to co najbardziej widoczne i co wiele osób zwyczajnie przegapi, bo trzeba mierzyć zamiary na siły i uważam, że to bardzo dobra decyzja.

0 Komentarzy

Ostatnie wpisy