logo

GRYNAPLUS

Ładowanie...

grynaplus
icon-badge

Blog

Znajdują się tu wszystkie artykuły napisane przez naszych użytkowników!

12

Blakszip

1 rok temu

Biomutant - recenzja gry

Oto zaczyna się historia naszego antropomorficznego zwierzoczłeka, którego kreujemy przy pomocy dość przyjemnych narzędzi. Wybieramy mordkę, balansujemy budowę ciała, która definiuje też początkowe parametry, dobieramy kolory i klasę postaci, która określi startowe umiejętności oraz wyposażenie. A potem ruszamy w podróż. Akcja gry toczy się na wymierającej planecie, zniszczonej przez dawną katastrofę ekologiczną, a wszyscy jej mieszkańcy są mutantami powstałymi w wyniku skażenia. Nasz bohater, nazywany przez niektórych samotnym Roninem, na początku powraca do olbrzymiej doliny, którą opuścił jako dziecko i będzie próbował ocalić rosnące po środku drzewo życia, które jest podgryzane przez kilka olbrzymich, przerażających potworów zwanych Światożercami. Na swej drodze nasz puchaty protagonista napotka przyjaciół z dzieciństwa, którzy wesprą go modyfikowanymi skuterami wodnymi czy machinami kroczącymi, a także walczące ze sobą plemiona, których wojnę trzeba będzie zakończyć mniej lub bardziej pokojowymi metodami. Ach, i będzie musiał też stawić czoło mrocznym wspomnieniom z dzieciństwa oraz pewnemu strasznemu łowcy. I to czego nie mogę na pewno Biomutantowi odmówić do urody oraz klimatu. Otwarty świat jest rozległy, pięknie wymodelowany i szalenie różnorodny. Zielone równiny przetykane są zarośniętymi ruinami dawnej cywilizacji, czarny szlam na zachodzie nie pozwala oddychać, w górach czają się ogniste potwory, a na północy wypalona skażeniem pustynia. Zwierzaki i inne stworzenia też mają wyrazisty styl. Obok antropomorficznych futrzaków poubieranych jak postapokaliptyczni złomiarze napotkamy też różne karykaturalne cieniostwory albo drapieżne kłody drewna z oczami. Jest barwnie. Chociaż mam nieco zastrzeżeń do animacji, ale o tym później. Wszystkiemu towarzyszy całkiem klimatyczna muzyka budząca skojarzenia z wuxia - chińskimi baśniami o bohaterach. Audiowizualny projekt tej gry jest bardzo atrakcyjny. Twórcy nie mieli zbyt dużego budżetu, więc nie zatrudnili stada aktorów do czytania kwestii bohaterów. Zamiast tego postacie coś sobie bełkoczą, a treść ich wypowiedzi przytacza nam głos jednego narratora. Poza nim zrozumiałe słowa wymawiają jeszcze personifikacje jasności i mroku, reagujące na moralne decyzje bohatera.

Niestety tu zaczynają się schody. Gra ma pełną, polską wersję językową, która w zasadzie została przygotowana całkiem dobrze. Pełno tu słowotwórstwa sugerującego, że współczesne stworzenia nie wiedzą jak nazywały się artefakty z przeszłości i to zostało przetłumaczone świetnie. Ale ktoś nie powiedział narratorowi, że powinien nieco szybciej czytać swoje teksty. Zdarzają się tu momenty, że w przerywnikach filmowych lektor nie zdąży na czas wypowiedzieć swojej kwestii i zostaje ona ucięta. Samych dialogów jest tu też sporo i przez to niespieszne tempo czytania nierzadko można umrzeć z nudów czekając, aż narrator powie to co ma do powiedzenia. Można to przewijać, ale nie o to przecież chodzi. Ponadto są one niestety wypowiadane w zbyt lektorskim stylu - czyli bez większych emocji, płasko. Przy filmowych lektorach jest to normalne, bo zwykle słyszymy emocje aktora w tle, ale tutaj narrator wypowiada kwestie później - po bełkocie stworka i brzmi to bardzo monotonnie. Pół gry grałem po polsku, pół po angielsku i angielski narrator czyta swoje wypowiedzi wyraźnie szybciej, a do tego z większą werwą oraz emocjami - jakby czytał książkę interpretując emocje zawarte w tekście. Aczkolwiek… te angielskie kwestie też się dłużą, bo same teksty nie zostały zbyt dobrze napisane. Strasznie dużo tu przeraźliwie banalnych i dłużących się rozważań dotyczących dobra i zła oraz jakichś mądrości rodem z klasztoru nierozgarniętych umysłowo pseudo-buddystów.

 

Recenzja Biomutant. Futerkowa postapokalipsa

 

Bohaterowie powtarzają się, zaprzeczają sami sobie albo wpadają w jakieś dziwne pętle dialogowe, z których trudno się wydostać i odpowiadają na inne pytania niż te, które zadaliśmy. Początkowo myślałem, że to jakiś problem z polską wersją językową, ale nie - w angielskiej dzieje się to samo. No i mamy też wybory moralne, którym brak choćby krzty niejednoznaczności. Czasem są wręcz karykaturalnie głupie. Jak złapiemy jakieś małe, bezbronne zwierzątko to mamy do wyboru zachować je przy życiu albo ukręcić mu łepek. A chyba najbardziej zirytowała mnie jedna zagrywka fabulana w drugiej połowie gry. Myślę, że nie będzie to spoilerem jak ją opiszę. Otóż w pewnym momencie jeden z głównych bohaterów wspierających naszego protagonistę i wyznaczających mu cele mówi, że zanim nasz Ronin dokończy walkę z wielkimi bestiami podgryzającymi drzewo życia - musi najpierw doprowadzić do końca wojnę plemion. Więc pobiegłem, ogarnąłem, wracam do gościa, a ten do mnie nagle z tekstem typu: “no no, ten tam potwór podgryza Drzewo Życia, a ty się zajmujesz jakąś wojną plemion? Myślałem, że taki szlachetny bohater będzie miał inne priorytety”. Prawdę mówiąc niezbyt obchodziła mnie fabuła w tej grze, ale to mnie zirytowało. Jest tu nieco wyborów, bo i plemiona można rozegrać różnie, i aurę dobra lub zła prowadzić w różnym kierunku, więc jest tu kilka zakończeń, ale wiem też, że przynajmniej jeden wybór przedstawiany w grze jako ważny nie miał na koniec żadnego znaczenia. Więc… raczej dla fabuły bym w to nie grał. A czy dla rozgrywki? Biomutant to mieszanka wielu zapożyczeń. Twórcy porównują swoją grę trochę do The Legend of Zelda: Breath of the Wild, Ratcheta i Clanka, Devil May Cry czy serii Batman od Rocksteady i gdzieś tam faktycznie widać różne podobieństwa. Mamy tu otwarty świat, który możemy sobie dowolnie zwiedzać - chociaż pewne miejsca bardzo ograniczają to ile możemy w nich wytrzymać, bo brakuje tam tlenu, jest bardzo zimno albo gorąco. Z tymi ograniczeniami można sobie z czasem poradzić. Biegamy po okolicy, czasem poruszamy się na wierzchowcach, które oswaja się szalenie łatwo, innym razem korzystamy z paru pojazdów zdobywanych przy przechodzeniu gry. Często możemy znaleźć bardzo proste zagadki polegające na kręceniu pokrętłami. Wszędzie są też pochowane przedmioty i zasoby, więc jak na rasowe post-apo przystało przeszukujemy szafki, śmietniki, sofy i sterty odpadków, aby wyłowić jakiś korkociąg rażenia prądem albo kawałek zderzaka zarażającego tężcem. Z tego złomu możemy składać broń białą oraz dystansową i system tego lepienia oręża jest całkiem fajnie obmyślony. Z czasem rozwijamy też naszą postać podnosząc jej współczynniki na kolejnych poziomach, a także pozyskując różne moce i ciekawe mutacje - np. pozwalające generować grzybki, które żonglują wrogami i wybijają naszego bohatera wyżej albo wielką bańkę wydzieliny, do której adwersarze przyklejają się jak do Katamari. I wszędzie czekają na nas starcia z wrogami. Właśnie po to ulepszamy postać, budujemy broń i odblokowujemy moce. A sama walka na pierwszy rzut oka wydaje się całkiem solidna. Możemy wrogów nawalać combosami. Możemy do nich strzelać, ale nie trzeba tu dokładnie celować - wystarczy z grubsza spojrzeć w kierunku wroga, aby nasz Ronin wiedział w kogo ma mierzyć. Ot, to takie strzelanie slasherowe jak w Devil May Cry - dystansowe zadawanie ciosów.

 

No i mamy też te różnorodne moce, a także uniki, które zużywają pasek Ki, czyli wytrzymałości. Gra posiada wiele kategorii uzbrojenia kontaktowego i dystansowego - jednoręczne, dwuręczne, miażdżące, pistolety, karabiny, strzelby i tak dalej. Dla każdego typu oręża odblokowujemy różne krótkie kombosy i te kombinacje zawsze są takie same dla każdej broni - chociaż oferują różne typy ataków. A to podwójny skok i strzał. A to unik, atak i strzał. Albo dwa ciosy lekkie i jeden ciężki. Każdy taki kombos napełnia pasek mocy i kiedy trafimy wrogów trzema kombosami to możemy tę moc odpalić. A wtedy zaczyna się kilka sekund dzikiego naparzania przycisków, które ekspresowo skraca paski życia wrogów. Swoją drogą animacje to chyba najsłabszy z wizualnych elementów gry. Postacie często poruszają się sztywno, a ciosy zadawane są jak w tanim filmie animowanym. Paski zdrowia wrogów są nierzadko dość długie, a to sprawia, że gracz szuka jak najszybszej metody ubijania czołgowatych przeciwników. Wkrótce odkrywa, że te fajne moce w stylu “toczącej się bańki” prawie nic naszym adwersarzom nie robią. Zwykłe ataki - jeśli dobrze rozwiniemy i rozbudujemy oręż - radzą sobie nieco lepiej, ale nie ma niczego skuteczniejszego niż moc "wielkiego glanowania", która jest piekielnie skuteczna, a i tak wielu większych niemilców musimy tą mocą potraktować kilka razy zanim padną. Ubicie ich innymi metodami trwa wieczność.

Gra całkiem ładna i klimatyczna, robiona z sercem, ale na każdym kroku rzucająca sobie kłody pod nogi. Takie z oczami. Różnorodny model walki jest źle zbalansowany i zachęca gracza do korzystania z monotonnych taktyk. Do eksploracji zaprasza pięknie wymodelowany świat, ale odstraszają niekończące się tony zbieranego złomu o ograniczonej użyteczności, mocy do odblokowania, które są niezbyt skuteczne i szeregi banalnych zagadek z pokrętłami. Klimat gry jest fajny, a wykorzystanie narratora - całkiem pomysłowe, ale jakość scenariusza pozostawia wiele do życzenia. Aczkolwiek… dużo byłbym w stanie tej grze wybaczyć. Robiła ją garstka ludzi. Gra trafiła pod skrzydła sporego wydawcy, a ten kreuje ją na produkcję wysokobudżetową i podbija to wrażenie produkując edycje kolekcjonerskie z figurkami oraz dioramami. Całe to wrażenie ma chyba uzasadniać taką cenę. Gdyby to była gra za te 80 złotych to byłbym nieco łagodniejszy w swojej krytyce. Albo jakby ją dali w Game Passie. To by miało sens. Ukończyłem ją w niecałe 20 godzin, ale jestem przekonany, że da się spędzić przy niej kilka razy tyle czasu. Niestety ja w połowie gry uznałem, że jestem już znużony i parłem do finału najkrótszą drogą. Nie sądzę, aby ominęło mnie coś unikatowego - raczej dużo więcej tego samego co już widziałem, ale jeśli kogoś Biomutant wciągnie to nie sądzę, aby uznał grę za zbyt krótką, bo miejsc do zwiedzenia, budynków do przeszukania i grupek wrogów do zglanowania w niej nie brakuje. Czy w końcu zrozumiałem na co ludzie czekali? Chyba tak, bo widać tu potencjał i serce włożone w produkcję. Niestety jest to potencjał niewykorzystany, bo Biomutant okazał się słabującym średniakiem. Dawni twórcy Just Cause’ów, którzy zawsze potrafili robić gry-piaskownice, ale nie musieli tego opakowywać w zwarte systemy tutaj polegli właśnie na tych systemach, które niezbyt działają i nie ma tu sandboksowych mechanik, które mogłyby to ukryć.

0 Komentarzy

© Copyright GrynaPlus.pl 2018-2022