grynaplus

GRYNAPLUS

Ładowanie...

grynaplus

GrynaPlus

banner-badge

Blog

Znajdują się tu wszystkie artykuły napisane przez naszych użytkowników!

12

Blakszip

3 lata temu

Far Cry 6 - recenzja

Oto więc mamy kolejnego Far Cry’a. Serię, która pomimo stylistycznych skoków w bok ewoluuje dość leniwie i trzyma się tych samych schematów od czasów odsłony z trójką w tytule. Pierwszoosobowe skradanko-strzelanie w sporym świecie obsypanym placówkami wroga do przejęcia powraca kolejny raz i kolejny raz wszystko to ma ożywiać postać wyrazistego antagonisty. I tu w zasadzie jest podobnie, bo rozgrywka zbyt mocno się nie zmieniła, ale czuć, że coś drgnęło w narracji i Far Cry 6 jest chyba najlepiej napisaną odsłoną całej serii. Protagonistą lub protagonistką - w zależności od tego jakiej płci postać wybierzemy i ja będę tu używał męskiej formy, bo taką wersją grałem - jest Dani Rojas. Dani jest sierotą i próbuje z przyjaciółmi uciec Yary do Stanów Zjednoczonych, aby zacząć nowe życie z dala od reżimu Antona Castillo. Niestety próba opuszczenia wyspy nie kończy się wspaniałą karierą w Miami, jak w Człowieku z Blizną, a tragedią pchającą bohatera w ręce miejscowego ruchu oporu. Niechętnie, ale z czasem Dani przeobrazi się w prawdziwego partyzanta walczącego o wyzwolenie Yary, zjednoczy frakcje buntowników i poprowadzi do walki z dyktatorem. I tu widać pierwszą zmianę, bo Far Cry powraca do protagonisty mającego własny głos. Ba, tu są nawet przerywniki trzecioosobowe, więc bohater ma twarz, jest pełnoprawną postacią w fabule i ma to spory wpływ na odbiór opowieści. Oczywiście ponownie Ubisoft stawia na wyrazistego antagonistę i tym razem włożyli w to więcej pieniędzy, bo zatrudnili znanego aktora, a ten wykonał naprawdę świetną robotę. '

 

Anton Castillo nie jest jedynie socjopatycznym dyktatorem do zabicia, ale i charyzmatyczną postacią, która posiada sensownie uargumentowane opinie. Jasne, to nadal socjopata i zbrodniarz, ale szczególnie jedna scena telewizyjnego wywiadu zarysowuje postać, która nie jest banalnym, jednowymiarowym złoczyńcą, a draniem, który naprawdę wierzy w swoją misję i ma swoje powody. Do tego jego relacja z synem wychowywanym na następcę została też świetnie napisana i zagrana. W większości odsłon serii Far Cry na antagoniście kończyły się dobre rzeczy, które dało się powiedzieć o fabule, bo sojusznicy bohatera często okazywali się chodzącymi karykaturami, zbiorami koszmarnych banałów, nieudolnych prób przypodobania się młodzieży i prostych żartów. Tu tymczasem poznajemy kilka frakcji buntowników i każda z nich oferuje swoje własne, solidnie napisane fabuły okraszone niezłymi dialogami. Szanowany ród Montero, który nie ufa nikomu spoza rodziny będzie musiał znaleźć nową drogę w nowych czasach, buntownicza para muzyków z Maximas Matanzas przejdzie przez kryzys, który pozwoli im odnaleźć swoje miejsce w ogarniętej powstaniem Yarze, a legendy poprzedniej rewolucji sprzed pół wieku będą musiały dogadać się z nowym pokoleniem buntowników. Tu są jakieś wątki, dynamika postaci, historie potrafiące zainteresować i dialogi będące czymś więcej niż stylistycznym żartem. Podoba mi się to. Podoba mi się też niezła, kinowa lokalizacja, której przytrafiają się czasem drobne wpadki, ale ogólnie jest niezła. Pozostaje jeszcze tylko jedna kwestia - jak rewolucja yarańska ma się do kubańskiej? W sumie to nijak. W prawdziwym świecie Fidel Castro i jego koledzy obalali w 1959 roku reżim faszyzującego generała Batisty. Efekt był taki, że zamienili reżim faszystowski na komunistyczny. Z jednego szamba do drugiego, chociaż można dyskutować, że od tego czasu na Kubie jest przynajmniej stabilnie przez kilkadziesiąt lat, ale to nie jest miejsce na złożoną ocenę dyktatury Castro.

W fikcyjnym świecie Yary, 8 lat później, bo w 1967 roku, też była rewolucja, która obaliła niejakiego generała Castillo, ojca głównego antagonisty. Gra jedynie przez moment wspomina, że była to rewolucja komunistyczna, ale yarański odpowiedni Castro - Santos Espinoza - zmarł o wiele szybciej od Fidela i kilkadziesiąt lat później na Yarze, najwyraźniej w demokratycznych już wyborach, wybrany na przywódcę został Anton Castillo. I, oczywiście, okazał się kolejnym dyktatorem. Co prawda Yara była między Castillami komunistyczna, tak samo jak Kuba, ale gra zupełnie się tymi czasami nie zajmuje. Wiadomo tylko, że fikcyjna wyspa była objęta sankcjami przez Stany Zjednoczone - podobnie jak Kuba. Kiedy porównujemy więc Yarę do Kuby to niby widać jakieś powierzchowne podobieństwa, lecz są one właśnie takie - powierzchowne. Fabuła gry ignoruje okres w historii Yary odpowiadający aktualnym realiom na Kubie. Współczesna Kuba mogłaby raczej powstawać przeciwko porządkowi ustanowionemu przez Castro, a tymczasem Yara ma swojego Fidela dawno za sobą i poznajemy ją kiedy przeżywa powtórkę z ich wersji generała Batisty, bo wojuje z drugim, faszyzującym dyktatorem Castillo, dzielącym Yaran na prawdziwych - lojalnych wobec władzy - i fałszywych, czyli zbuntowanych, których można zagonić do niewolniczej pracy.

 

هل ستقدم لعبة Far Cry 6 دقة عرض 4K على أجهزة PS4 و PS5 ؟ يوبيسوفت تحسم  الجدل..

 

Sama rewolucja, w której uczestniczymy nie ma znamion komunistycznej, bo przywódczyni Clara raczej sugeruje swoimi wypowiedziami dążenie do demokracji, ale w zasadzie rewolucja kubańska też nie od razu była komunistyczna i popierały ją nawet Stany Zjednoczone upatrując w niej drogę do demokratyzacji Kuby. Niestety gra nie podejmuje tematu długofalowych efektów rewolucji yarańskiej. Wydaje mi się, że ciekawie by było, gdyby w obozie rewolucjonistów przewijały się jakieś ideowe tarcia - gra jednak jakoś tam inspiruje się rewolucją kubańską, w której przywódcy też nie byli całkiem zgodni ideologicznie - ale tu chyba już zbyt wiele oczekuję od Ubisoftu. I tak jest lepiej niż zwykle bywało. A tarcia są, ale yarańscy rewolucjoniści kłócą się raczej o tematy takie jak “skąd ty mieszkasz, typie?” albo “walczyć czy uciekać do Stanów?”. Więcej podobieństw widać w samym kulturowym, technologicznym i wizualnym przedstawieniu Yary. Gorący, karaibski klimat, sankcje, które sprawiły, że po Yarze, tak jak po Kubie, nadal jeżdżą bardzo stare samochody i Yaranie, jak i kubańczycy, musieli nauczyć się naprawiać starocie wszelkimi sposobami. Stąd pomysł na improwizowane uzbrojenie budowane z przedmiotów użytku codziennego - nawiązuje ono do mentalności ogarniaczy cechującej kubańczyków, którzy zmuszeni do korzystania z samochodów importowanych na Kubę w latach 50. - tworzą Chevroyoty i Chevrondy, czyli nadwozia Chevroletów z wnętrznościami Toyoty lub Hondy. W grze strzelamy płytami kompaktowymi odtwarzającymi Macarenę, korzystamy ze strzelby używanej w tandemie z tarczą ulepioną ze złomu, podpalamy okolicę miotaczem ognia domowej produkcji i tak dalej. Korzystamy też z plecaczków ulepionych z rur, gaźników, butli z gazem i, z jakiegoś powodu - zubożonego uranu, nazwanych Supremo, które są takimi ładowanymi, specjalnymi atakami pozwalającymi wystrzelić salwę rakiet, skąpać otoczenie w płomieniach albo uruchomić chwilowy szał zmniejszający otrzymywane obrażenia i zwiększający zadawane. Oczywiście jest to przesadzone, przerysowane i obrócone w gierkowy żart, ale nawiązuje do kubańskiej tradycji wykazywania się mechaniczną zaradnością, która została wymuszona przez dziesięciolecia technologicznego odcięcia Kuby od reszty świata. Chociaż, oczywiście, gra nie odzwierciedla tego, że Kuba w rzeczywistości wcale nie zatrzymała się w czasie, a cały czas niszczeje w tym zamknięciu i coraz mniej wygląda jak tropikalny raj.

 

Podobnie dość upiorna rozrywka, czyli walki kogutów, została tu przedstawiona jako prosta bijatyka. Ale tak, walki kogutów to też coś co podobno nadal jest popularne na Kubie, więc i rzeczywistość Yary żartobliwie do tego nawiązuje. Żart ten jest trochę toporny, ale już wściekły, punkowy kogut jako jeden z towarzyszy głównego bohatera, który masakruje w dzikim szale zastępy Antona Castillo całkiem mnie rozbawił. Wygląda prawie jak gniewna, ptasia zemsta na ludzkości za walki kogutów. Bo tak - Far Cry 6 miesza w swojej konwencji całkiem poważne tematy pogromów, niewolniczej pracy i biedy z bojowym krokodylem ubranym w koszulkę oraz innymi wygłupami. Co osobiście mi nie przeszkadza - współczesna popkultura dość często korzysta z takich zabiegów wymieszania tonalnego, a poza tym historie różnych powstań i rewolucji nie zawsze były martyrologicznym czołganiem się w morzu łez, bo w tych rewolucjach brali udział ludzie młodzi, często nadal potrafiący cieszyć się życiem. A poza tym Far Cry 6 to jednak produkt rozrywkowy, a nie przybijający dokument o długofalowych skutkach reżimu. Ostatecznie nawet Dani Rojas wie czym dla niego jest ta cała partyzantka. Tak, to zabawa. Więc przejdźmy do tego co kluczowe - jak się w to gra.

Powierzchownie Far Cry 6 prawie niczym nie różni się od piątki. Mamy otwarty świat, placówki wroga do odbicia, pojazdy korzystające z dość podłego modelu fizycznego, całkiem przyjemne i szybkie skradanie oraz strzelanie. To wciąż jest pierwszoosobowa skradanko-strzelanka i jeśli ktoś lubi poprzednie odsłony to tu raczej nie powinien być zawiedziony. Ja lubię. A jednak na początku było mi ciężko. Przyznam szczerze, że przez pierwsze kilka godzin Far Cry 6 męczyłem się okrutnie. Przez moment myślałem, że po prostu za dużo razy grałem w to samo, ale chyba głównym problemem było to, że nowy Far Cry importuje pewne rozwiązania z nieszczęsnego New Dawn, które cierpiało na lootershooteryzm. Far Cry 6 zrezygnowało z cyferek obrażeń, ale dysproporcje statystyk broni i wrogów dają się czasem odczuć. I, szczególnie na początku gry, wstępne spluwy są za słabe, a zrobienie kilku kroków w głąb wysokopoziomowego regionu skutkuje napotkaniem przeciwników wciągających kule. Czuć ten idiotyzm kiedy jakiś losowy pies zjada paskiem zdrowia trzy strzały ze snajperki i dopiero czwartym się krztusi. Co ciekawe - po jakichś 10 godzinach grania problem powoli przestaje istnieć, bo zdobywamy wreszcie mocniejsze spluwy, wbijamy kilka poziomów postaci i robiąc nawet niewielką liczbę zadań pobocznych utrzymujemy stan sensownego stosunku zadawanych obrażeń do wytrzymałości wrogów. W teorii gra podtrzymuje wyzwanie umieszczając w dalszych lokacjach wysokopoziomowych przeciwników, a potem jeszcze podnosząc te poziomy wraz z postępami fabuły, ale spokojnie można by to było załatwić obsadzając dalsze placówki opancerzonymi przeciwnikami i olać poziomy. Na szczęście im dłużej gramy tym mniejsze mają znaczenie, a początek można przeboleć posiłkując się improwizowanym uzbrojeniem, które ma wtedy największą siłę ognia. Oczywiście spora część Far Cry 6 składa się z tego samego co piątka. Mapa obsypana jest różnej wielkości bazami wrogów, a na drogach napotykamy punkty kontrolne, które przejmujemy zabijając obsługę i wysadzając stojący obok billboard. Poczułem się tu trochę jakbym grał w Just Cause.

0 Komentarzy

Ostatnie wpisy