grynaplus

GRYNAPLUS

Ładowanie...

grynaplus

GrynaPlus

banner-badge

Blog

Znajdują się tu wszystkie artykuły napisane przez naszych użytkowników!

12

Blakszip

3 lata temu

Halo Infinite - recenzja gry

Wydawcy nierzadko usuwają cyferki z tytułów długo żyjących serii gier i resetują trochę fabułę, aby ułatwić wchodzenie w nią nowym graczom, ale… tutaj ten brak cyferki nic nie znaczy, bo Halo Infinite kontynuuje historię Halo 5 Guardians i nawiązuje do wielu wcześniejszych odsłon. Ba, jest nawet trochę dezorientująca dla tych co znają serię, bo nie rozpoczyna swojej opowieści tam gdzie kończyła się piątka. Rdzeń rozgrywki to jest Halo w czystej postaci. Jasne, mamy tu te unowocześnienia z późniejszych odsłon jak bieganie sprintem, wspinanie się na obiekty czy wślizgi, ale cała reszta uzbrojenia oraz motoryki jest klasyczna. Postać skacze wysoko, nie traci celności w ruchu, korzysta z całego arsenału znajomego uzbrojenia oraz kilku sztuk nowego, a autka i quady wesolutko podskakują na wertepach. Nadal czas na zabicie przeciwnika jest dość długi, bo nierzadko trzeba przebić jego tarczę energetyczną zanim zacznie się trafiać, ale - poza dosłownie kilkoma bossami w całej grze - nie ma tu żadnych gąbek na kule, poziomów uzbrojenia oraz postaci, dropienia łupów i tak dalej. Jest tylko jedna, ale spora nowość. Halo Infinite ma otwarty świat. Otwarty świat w Halo Infinite nie jest przesadnie duży, a i udostępniany jest nam stopniowo. Mapa jest pokryta zestawem przyczółków, które możemy przejąć, a kiedy je zajmiemy pojawi się garść znaczników prowadzących do opcjonalnych dowódców, wroga do zabicia, baz do rozwalenia czy też rdzeni ulepszających gadżety.

Recenzja Halo Infinite. Halko? Nie mogę gadać, mam świat do uratowania

Dość rzec, że nie zebrałem wszystkich znajdziek, ale wykonałem wszystkie zadania poboczne przechodząc grę i zajęło mi to około 19 godzin, więc jak widzicie nie jest to przesadnie duża, rozwodniona produkcja - chociaż oczywiście przynajmniej dwa razy dłuższa niż wcześniejsze odsłony serii. Pewno jakbym olał opcjonalne misje otwartego świata to gra skróciłaby się do jakichś 10-13 godzin. Mógłbym też grać na poziomach trudności wyższych od normalnego i znacząco wydłużyć czas grania. Ale przede wszystkim ten otwarty świat idealnie pasuje do koncepcji gry. Halo od zawsze opierało się na mikro-sandboxowej walce. To nie Call of Duty, które skryptami wsadzało nas do pojazdu albo za działko, aby odbębnić sekwencję celowniczkową. W Halo były zawsze pojazdy, działka, umocnienia wroga i masa różnych spluw do podniesienia, a gracz mógł wybrać z czego skorzysta. I Halo Infinite przenosi te same rozwiązania do skali otwartego świata. Zbierając rdzenie Spartan ulepszamy swoje gadżety, a ratując marines w potrzebie i zabijając wrogich dowódców powiększamy arsenał oraz wachlarz pojazdów, które możemy odebrać w przyczółkach, a także zwiększamy obsadę tych przyczółków przez co z czasem pojawiać się tam będzie coraz więcej wyspecjalizowanych sojuszników z różnym uzbrojeniem. Z czasem odblokowujemy też więcej spluw, które można wyciągnąć ze skrzyni w przyczółkach - w tym także okazjonalnych mocniejszych wariantów uzbrojenia, które zyskujemy zabijając przywódców wrogiej frakcji. I tu nie ma żadnych skomplikowanych systemów, wszystko to działa bardzo prosto. Zero statystyk uzbrojenia, zarządzania ekwipunkiem, wyskakujących zza każdego drzewa wydarzeń losowych jak w jakimś Far Cry, a przeciwnicy nie odradzają się co dwie minuty, aby zapchać każdy metr kwadratowy terenu czymś co przyciągnie naszą uwagę. Jest to szalenie odświeżające. Gra jest tak oddana koncepcji dawania graczowi wyboru jak chce rozegrać daną sytuację, że kiedy w pewnym momencie mamy do pokonania długi wąwóz pełen wrogów to na początku napotykamy zaparkowane kilka pojazdów do wyboru oraz dwóch uwięzionych ludzi do uwolnienia - w razie jakbyśmy wybrali środek transportu wymagający dodatkowej obsady. Zasadniczo nie ma w tym nic złego, ale ten mało subtelnie zaserwowany wybór mnie rozbawił. 

Halo Infinite: Here's when you can get the game today - CNET

Pochwalę za to te kilka gadżetów, które można ulepszać. Nie chcę ich wymieniać, więc wspomnę tylko o kotwiczce, która jest świetnie zrobiona. W teorii działa klasycznie - strzel w coś i się do tego przyciągnij - lecz podczas przyciągania nadal mamy kontrolę nad postacią, a ta ma swoją bezwładność. Można więc np. chwytać się obiektów i ruszając siebie na bok omijać owe ściany i drzewa - katapultując naprzód. Albo chwytać podłoża i skakać tuż przed końcem przyciągania, aby wystrzelić się w powietrze. Jak się to wyczuje i zmniejszy ulepszeniami cooldown kotwiczki - działa to pięknie. Można też przyciągać się do wrogów, a - po ulepszeniach - razić ich przy tym prądem co jest akurat trochę przekokszone i momentami czułem się jakbym oszukiwał używając tego. Inne gadżety nie są tak fajne, ale mają swoje zastosowania i pasują do różnych stylów grania. Głównym problemem tego otwartego świata jest to, że nie jest on najlepiej zintegrowany z resztą gry. Mamy tu długie sekwencje liniowych misji, potem nieco otwartego świata, kolejny szereg prowadzących nas po sznurku zadań i następny kawałek otwartego świata, a ostatnie ćwierć gry kompletnie zapomina o otwartości, aby udostępnić ją nam dopiero po ukończeniu. Większość gier z otwartym światem umieszcza zadania fabularne gdzieś w przestrzeni tego świata, ale nie Halo Infinite - tutaj ma się wrażenie, że to dwa całkiem oddzielne byty, trochę sztucznie zszyte ze sobą. Tak jakby szykowały to dwie oddzielne ekipy. W pewnym momencie nużyć zaczyna też mała różnorodność świata przedstawionego, który trochę przypominał mi sekwencje klonowanych pomieszczeń w najstarszym Halo. Mamy tu te niby-północno-amerykańskie lasy oraz surowe struktury Wygnanych i Prekursorów - co mocno przypomina pierwszą odsłonę serii. A przecież późniejsze części bywały bardziej różnorodne pod względem klimatu - miały zimowe biomy, lokacje miejskie czy dżungle. Przez to właśnie Halo Infinite wydaje się trochę tanie i nieskończone… tzn. niedokończone. Ale pomimo znużenia krajobrazami muszę przyznać, że bawiłem się świetnie. Wydaje się, że właśnie przy tej grze producent wreszcie w pełni poczuł czym stał oryginalny projekt rozgrywki Halo, a do tego wymyślił jak go podkręcić zaskakująco naturalnym rozszerzeniem formuły jakim jest otwarta mapa. 

Ale pomimo ewidentnych efektów problematycznego procesu powstawania gry - to jest wciąż udana produkcja, bo chociaż widać pewne braki to nie wydaje się wyraźnie popsuta technicznie i twórcom udało się dowieźć w dobrym stanie to co było naprawdę ważne - a to nie udało się zadziwiająco sporej liczbie dużych studiów w ostatnim czasie.

Oto całe Halo Infinite. Świetna, nostalgiczna przygoda, która czerpie z pierwszej trylogii to co najlepsze i sensownie rozwija to poprzez dodanie otwartego świata, który idealnie pasuje do formuły. Mam wrażenie, że po latach mało interesującego Halo 4 i pełnego niecałkiem udanych eksperymentów Halo 5 otrzymaliśmy wreszcie grę, po której widać, że producent zrozumiał na czym polegała magia oryginalnych produkcji Bungie i zdołali tę formułę rozwinąć w trafnym kierunku.

 

0 Komentarzy

Ostatnie wpisy