grynaplus

GRYNAPLUS

Ładowanie...

grynaplus

GrynaPlus

banner-badge

Blog

Znajdują się tu wszystkie artykuły napisane przez naszych użytkowników!

12

Blakszip

3 lata temu

Kena: Bridge of Spirits - recenzja

Oto Kena, młoda przewodniczka dusz, podróżująca do pradawnej kapliczki w górach. Po drodze dociera do wymarłej wioski i pomaga w odejściu kilku niespokojnym duszom, a przy okazji oczyszcza okoliczne lasy z rozprzestrzeniającego się spaczenia. A że pomaganie niespokojnym duszom zwykle polega na badaniu ich przeszłości i wbijaniu im rozsądku do głowy wielką, magiczną gałęzią to można się przy tym nieco spocić. Na szczęście dziewczyna nie będzie musiała wszystkiego dźwigać na swoich barkach, bo w okolicy napotka liczne, małe stworki nazwane Rot, których gromada będzie się metodycznie powiększać i słodziaki pomogą Kenie usuwać spaczenie, przełączać wajchy, przenosić ciężkie przedmioty, a nawet wesprą ją w walce. Można im też kupić czapeczki za zbierane w grze kryształki, a potem usiąść z nimi w kółeczku i popatrzeć jak tańcują albo dają Kenie buziaka. Opowieść w grze bywa epicka i widowiskowa w swojej prezentacji, ale jest w sumie dość kameralna. Poznajemy historię kilku dusz, które musimy pokonać, aby się ogarnęły i są to całkiem przyjemne, odrobinę wzruszające opowiastki. Nie ma tu czarnych charakterów - są jedynie ludzie zaangażowani w przegraną sprawę, których desperacja popchnęła za daleko. Widać, że za Keną stoi studio, które oryginalnie zajmowało się tworzeniem animacji, bo rzecz jest naprawdę ładna i ogląda się ją jak dobry film animowany. Tylko trochę mi się gryzło to, że gra w domyślnym trybie wydajności na PS5 chodzi w 60 klatkach na sekundę, a niektóre przerywniki są prerenderowane w 30fpsach. Te przeskoki bardzo czuć. Za to na pewno muszę pochwalić, że to druga gra, po Ghost of Tsushima, która pozwala w trybie fotograficznym odpauzować ruch tła. Chociaż tutaj po prostu odpauzowuje się rozgrywka kiedy nic specjalnego się nie dzieje, a postacie mogą uśmiechać się do kamery.

 

Recenzje Kena: Bridge of Spirits. Wygląda na to, że mamy niespodziewany hit

 

Fantastyczny świat gry inspirowany jest głównie kulturą wschodu - japońską oraz balijską. Twórca muzyki nawet współpracował z tradycyjnym, balijskim zespołem muzycznym i dzięki temu otrzymujemy naprawdę nietypowe brzmienia nadające grze niepowtarzalny charakter. To duża zaleta. I chociaż nie będę udawał, że Kena: Bridge of Spirits bardzo mnie porwała swoją opowieścią to na pewno się nie nudziłem, a cała prezentacja cieszy oczy i uszy. Niemniej właśnie tego się spodziewałem po grze stworzonej przez developera będącego wcześniej studiem animacji. Niewiadomą była tu rozgrywka. Kena: Bridge of Spirits to dość tradycyjna, trzecioosobowa gra akcji stawiająca na eksplorację, zagadki eksploracyjne oraz walkę. Początkowo wydaje się całkiem liniowa, ale w dalszej części pojawiają się bardziej otwarte lokacje, w których musimy wykonać kilka działań w dowolnej kolejności. Chyba największym grzechem Keny jest to, że jest to gra kompletnie nieoryginalna. Twórcy próbowali kreować współpracę ze słodziutkimi Rotami jako coś nietypowego, ale realnie to po prostu metoda wchodzenia w interakcję ze światem. Dzięki nim Kena nie musi sama pociągać za wajchy i poruszać obiektami. Czasem trafimy na łzę lasu, która pozwala Rotom przyjąć bardziej zwartą postać i w tej formie niszczyć jakieś bariery, ale to też przesadnie oryginalne nie jest. Podczas walki za to Roty boją się wrogów i kiedy tłuczemy niemilców to Rotom ładują się kulki odwagi, a te możemy potem wykorzystać, aby wzmocnić jakiś atak albo na chwilę spętać przeciwnika. W praktyce niczym nie różni się to od ładowanych specjali w setce innych produkcji. Widziałem, że Kena była porównywana do serii Pikmin, ale - poza pewnym podobieństwem wizualnym - wydaje się to kompletnie chybione, bo tutaj nie zarządzamy nijak Rotami i nie chronimy ich, a jedynie zbieramy, aby odblokować dodatkowe moce i aktywujemy nimi obiekty. Ale brak oryginalności w rozgrywce nie przekreśla jeszcze tytułu, bo jakby tak było to większość tego co mamy na rynku nie nadawałaby się do grania.

 

Kena: Bridge of Spirits może trafić na inne platformy • Eurogamer.pl

 

Kena początkowo wydaje się grą bardzo prostą i chyba jej największym błędem jest to, że podtrzymuje to wrażenie zbyt długo. Dwie godziny, z około dwunastu potrzebnych do ukończenia całości, czekamy na odblokowanie łuku, który stanowi rdzeń rozgrywki. Do tego czasu biegamy po liniowych lokacjach i prowadzimy walki oparte na lekkich oraz ciężkich atakach, unikach i magicznym bloku, który może wytrzymać ograniczoną liczbę ciosów zanim się rozpadnie. Ale potem gra zaczyna się przed nami otwierać. Lokacje stają się bardziej rozbudowane i wielopoziomowe, ukryte znajdźki wymagają użycia szerszego wachlarza umiejętności, a walka robi się wymagająca. Ba, chyba najbardziej zaskoczyła mnie tu ta walka. Grałem na średnim z trzech początkowo dostępnych poziomów trudności - po ukończeniu gry odblokowuje się jeszcze czwarty. I na tym normalu gra niejednokrotnie dała mi w kość. Gra ma zaskakująco dobrze zaprojektowanych bossów oraz całkiem wymagające starcia z grupami przeciwników. To co początkowo wydaje się zestawem prostych kombosów, uników oraz bloków wkrótce urasta do desperackiego tańca między wrogami, strzelania z łuku we wrażliwe miejsca, używania zdolności, które spowalniają lub dekoncentrują przeciwników i ładowania odwagi Rotów, aby przywalić niemilcom potężniejszym specjalem. Nie ułatwia zabawy też fakt, że można ripostować ataki wrogów w podobny sposób jak w Soulsach czy Sekiro. Z czasem do łuku dochodzi jeszcze jedna zdolność, a wszystkie te typy ataków ulepszamy na niewielkim ekranie rozwoju, który poszerza wachlarz możliwości. Rzecz jest dość elegancko zaprojektowana, bo nie mamy tu w walce żadnego przełączania uzbrojenia czy kół wyboru mocy - wszystko co robimy zbudowane jest na wciskaniu różnych kombinacji przycisków. Nie jest to przesadnie rozbudowany model walki, ale jest dostatecznie bogaty, aby nie nudzić przez te kilkanaście godzin zabawy. Niestety czuć trochę, że grę tworzyli ludzie z niezbyt dużym budżetem i ograniczonym doświadczeniem w tej materii. Kena porusza się odrobinę sztywno podczas eksploracji, ale do tego można się szybko przyzwyczaić. Jest tu też trochę pomniejszych, ale niezbyt poważnych bugów. Do tego dochodzi garść drobnych niedoróbek i kiepskich decyzji, które irytują podczas zabawy. Np. możemy tu blokować kamerę na wrogach, ale nie da się tej blokady założyć albo zdjąć jeśli Kena w walce wykonuje jakąkolwiek akcję. Zadajesz cios, upadasz po oberwaniu albo wyprowadzasz atak specjalny - nie odblokujesz kamery. Kena musi być w fazie luźnego biegania, aby wciśnięcie analoga zadziałało. Niby to nic wielkiego, ale trochę mi przeszkadzało.

I oto całe Kena: Bridge of Spirits. Świetna, kameralna przygoda z pięknymi lokacjami, animacjami, masą charakteru i ciekawą historią. To także gra, która zaskakuje wymagającą walką i świetnymi starciami z widowiskowymi bossami. Trochę szkoda tylko, że największe nagromadzenie najciekawszych bossów jest na samym końcu gry. Kena nie jest jednak grą wybitną ani przesadnie oryginalną. To średniobudżetowy produkt ze średniobudżetową ceną, który przechodzi się w około 12 godzin na normalu i można sobie zabawę wydłużyć zbieraniem ukrytych znajdziek albo większym wyzwaniem na wyższych poziomach trudności.

0 Komentarzy

Ostatnie wpisy