grynaplus

GRYNAPLUS

Ładowanie...

grynaplus

GrynaPlus

banner-badge

Blog

Znajdują się tu wszystkie artykuły napisane przez naszych użytkowników!

12

Blakszip

3 lata temu

Kingdom Come: Deliverance - recenzja

Prolog trwa tutaj 4-5 godzin, grę można podobno przejść biegiem w niecałe 50 godzin, a normalnie grając powinna potrwać i do 100 godzin. Ja mam za sobą niecałe 30, nie widzę sensu “przebiegania” gier. Zacznijmy od fabuły Kingdom Come: Hope of Deliverance. Henryk pomaga swojemu ojcu w kowalskim fachu i od tego zaczyna się nasza opowieść - od sprawunków dla ojca. Odbierz dług od klienta, kup węgiel, zabierz coś z zamku oraz karczmy i tak dalej. Oczywiście dłużnik nie będzie chciał oddać długu, więc trzeba będzie go obić, okraść lub zdobyć pieniądze skądinąd. W karczmie Henryk też wpakuje się w jakąś awanturę z rzucaniem łajnem w czyjąś chałupę. A na koniec dnia zamek zostaje najechany przez wojska Zygmunta, bliscy Henryka wyrżnięci, a nasz protagonista musi ratować się konną ucieczką do innej miejscowości. Zasuwanie na koniu to średniowieczny odpowiednik pocinania po asfalcie sportową bryką. Minus potencjalne gięcie blachy, plus potencjalne skręcenie karku. W wyniku kilku kolejnych wydarzeń Henrykowi udaje mu się jeszcze oberwać po głowie i stracić ostatni miecz wykuty przez ojca, który to miał dostarczyć jednemu z lokalnych możnych. I dookoła zemsty oraz prób odzyskania utraconego oręża kręci się główny wątek fabuły, a po drodze Henryk wikła się w wydarzenia większe oraz mniejsze, zostaje sługą jednego z lokalnych władyków, walczy lub ucieka, knuje lub kradnie. I muszę przyznać, że opowieść jest nawet ciekawa, dialogi zostały nieźle napisane, a zadania oferują nierzadko różne drogi do rozwiązania zastanych problemów. Szkoda tylko, że kinowa, polska wersja językowa jest taka sobie. To znaczy zasadniczo nie ma tu jakiejś tragedii, ale są poważne problemy jakościowe. Nie brakuje literówek w encyklopedii gry, pełno jest dziwnych decyzji lingwistycznych, a do tego teksty ewidentnie tłumaczone były przez kilka osób, które nie konsultowały się ze sobą. Ot, chociażby słowo “perk” raz pozostaje nieprzetłumaczone, a innym razem tłumacz przekłada to jako “dodatek”. Jakość fabuły tej gry pozytywnie mnie zaskoczyła, bo Kingdom Come: Valhalla Deliverance nie próbuje być wcale takim tytułem jak skupiony na narracji Wiedźmin 3. Czeskiemu RPGowi bliżej do Skyrima, bo jest to gra zbudowana nie na gotowych zadaniach połączonych serią działań, ale na systemach.

 

Kingdom Come: Deliverance STEAM - Klucz (KOD) PL | Zielona Góra | Kup teraz  na Allegro Lokalnie

 

Ambicją Warhorse Studios było stworzenie wiarygodnej historycznie gry fabularnej, która symuluje wiele aspektów życia w tamtych czasach. I muszę przyznać, że to co wyprodukowali jest czymś zupełnie innym niż to do czego przyzwyczaiły nas współczesne cRPGi. Henryk odczuwa głód i zmęczenie, więc musimy go regularnie karmić i dbać o to, aby się odpowiednio wysypiał. Tu mam wrażenie, że twórcy bali się, aby te surwiwalowe elementy nie popsuły zabawy, więc z jedzeniem zwykle nie ma problemu - wszędzie porozstawiane są kociołki z odradzającą się paszą i prawdę mówiąc musiałem bardziej uważać, aby się nie przejeść - co też negatywnie wpływa na statystyki - niż cierpiałem na głodowe skręty kiszek. Populacja świata przedstawionego symuluje swoje żywota poczciwe chodząc do pracy, udając się do łóżka, szukając pożywienia i tak dalej. Co prawda nie brakuje tu też typowych NPCów stacjonarnych, którzy stoją jak kołki w jednym miejscu czekając, aż przyjdziemy z nimi pogadać albo ich zabić, ale mimo to świat robi wrażenie żywego. Można zapomnieć o robieniu zakupów nocą, bo sklepikarze leżą w łóżkach. Po miastach po zmroku trzeba chodzić z pochodnią w dłoni, bo inaczej przeczołgają nas strażnicy podejrzewający nas o skradactwo i złodziejstwo. Zresztą strażnicy lubią nas i tak przeczołgiwać zatrzymując w losowych miejscach. No, sprawdzają czy nie mamy przy sobie czegoś kradzionego. W razie czego wlepiają grzywny i konfiskują. Dranie! Nawet sobie człowiek nie może czegoś uczciwie ukraść! Tylko by chcieli, żeby człowiek harował za marne grosze w polu! 
Ilość zazębiających się systemów jest tu oszałamiająca. Nasz ubiór ma wpływ na nasze statystyki podczas rozmów. Drogie, czyste ciuchy pozwalają zgniatać prostaczków siłą swojego splendoru i majestatu, a także robić dobrze wrażenie na możnych, a poplamiona krwią po walce odzież i umorusany w posoce miecz w dłoni zwiększają szanse na skuteczne zastraszenie rozmówcy. Krwawiące rany trzeba opatrywać bandażami, zranione nogi nie pozwalają biegać, obniżony stan zdrowia zmniejsza ilość dostępnej podczas walki wytrzymałości, a obrażenia najlepiej leczy zdrowy sen z pełnym żołądkiem. Jak już nauczymy się czytać u skryby to literki lepiej nam się ułożą w książce jeśli poczytamy ją wygodnie w łóżku. Przyłapani na kradzieży lub morderstwie stracimy nieco reputacji w danej miejscowości, a gorący towar najlepiej upłynniać u kupców w innej części królestwa. Albo u paserów z mafii młynarzy, bo jak wiadomo najgorszymi złodziejami byli wtedy mączni malwersanci. Tym co dodatkowo przybliża Kingdom Come: Calling For Deliverance do Skyrima jest rozwój postaci, ale Czesi jeszcze dalej odeszli od tradycyjnej kreacji bohatera. Tutaj po prostu poziom każdej z naszych umiejętności oraz atrybutów rośnie kiedy ich używamy. Nie wybieramy żadnej początkowej klasy postaci, poza minimalnymi bonusami do statystyk, więc nasze startowe decyzje nie ograniczają późniejszych możliwości. Henryk może próbować wszystkiego i na początku we wszystkim jest zwyczajnie kiepski. Niby nie jest to nic nowego, ale takie podejście do sprawy ułatwia eksperymentowanie. Oczywiście - jeśli przez pół gry przemaszerowałem otwierając wytrychami skrzynie, drzwi i niewieście serca to w drugiej połowie łatwiej będzie mi włamać się do kolejnego miejsca, ale na początku można do woli testować różne style grania. Umiejętności jest tu cała masa - jazda konna, czytanie, alchemia, skradanie się, otwieranie zamków, łowy, a nawet picie alkoholu. Kiedy pozyskamy nowy poziom w którejś z nich możemy sobie też wybrać jakiś, jak to tłumacze nazwali, perk lub dodatek i tu już mamy decyzje wpływające na dalszą zabawę.

 

Kingdom Come Deliverance doczeka się kompletnego wydania | GRYOnline.pl

 

Owe perki dotyczą masy różnych zależności - mogą sprawiać, że Henryk będzie się lepiej wysypiał w obozach w dziczy niż w łóżku, że będzie zyskiwał ulepszenia statystyk na wsi lub w mieście, że będzie biegał szybciej i krócej albo wolniej i dłużej. Nic co by stawiało rozgrywkę na głowie, ale są to dodatkowe nagrody za rozwijanie umiejętności. I ogólnie podoba mi się ten nieograniczający swobody system rozwoju postaci. Zabawne, że w grze są też perki, który wydają się stworzone do tego, aby ograniczać potencjalnie irytujące elementy z rozgrywki - np. takie, które sprawiają, że można rzadziej jeść albo spać. Jeśli coś z tych utrudnień graczowi przeszkadza - może włożyć nieco wysiłku w to, aby stosownym perkiem zmniejszyć znaczenie danej mechaniki. Myślę, że dobrym sposobem zaprezentowania niektórych systemów będzie przykład oczyszczania obozu bandytów nękających okoliczną wieś. Mając już jedno takie zadanie za sobą i wiedząc, że z grupą niemilców trudno się walczy zakupiłem u zielarki kilka fiolek silnej trucizny. Nałożyłem toksynę na strzałę i próbowałem ustrzelić herszta. Udało się, ale bydlak okazał się mieć organizm zrobiony z żelbetu i płynu do chłodnic, więc przeżył. Truciznę nałożyłem też na miecz, więc udało mi się wyciąć w walce kilku przydupasów, a potem uciec. W zamieszaniu dorzuciłem do ich kociołka ze strawą nieco trutki. Herszt nie był głodny, ale jego ostatni przydupas ochoczo zajadał trefny gulasz i skończyło się to dla niego nagłym, śmiertelnym skurczem jelita. Odczekałem, aż przywódca bandziorów zmęczy się i pójdzie spać, a potem zakradłem się i wykończyłem go w jego wyrku. Mało honorowo, ale skutecznie. No, podobno niektórzy marzą o śmierci we własnym łóżku. Chociaż pewno nie od miecza. To chyba nieźle pokazuje jak obecne tu mechaniki pozwalają bawić się zastanymi problemami, a nie brakuje tu też mechanizmów społecznych, z których można różnie korzystać. No i powinienem dodać, że trucizny nie musiałem kupować - wystarczyło znaleźć przepis, pozbierać zioła i ją uważyć. Co doprowadza nas do minigierek, które pogłębiają wiele zwykłych czynności. Alchemia jest chyba jedną z najbardziej skomplikowanych, bo tutaj musimy dokładnie wykonywać zalecenia zawarte w przepisie. Używamy stosownej bazy mikstury, podgrzewamy lub gotujemy ją, składniki wrzucamy w całości lub roztarte, a każdy z nich obrabiamy termicznie określony czas, który mierzymy własnoręcznie obracaną przez nas klepsydrą. Ale takich minigier jest tu więcej. Ostrzenie miecza wymaga kręcenia brusem rytmicznymi naciśnięciami spustu na padzie, przesuwania ostrzem na boki, aby naostrzyć je na całej długości, dociskania go do koła i dbania o odpowiedni kąt. Przy otwieraniu zamków jednym analogiem przekręcamy mechanizm, a drugim staramy się utrzymywać kropkę w stałym miejscu zamka - co wymaga naprawdę sporo wyczucia.

 

Downgrade grafiki w Kingdom Come: Deliverance na PC? Deweloper odpowiada –  PlanetaGracza.pl

 

Wszystkie te minigry są nieźle zaprojektowane, bo dają wrażenie faktycznego wykonywania symulowanych czynności, a nie tylko wybierania jej z listy i liczenia na to, iż statystyki mamy odpowiednie do podjętego wyzwania. Tutaj umiejętności mogą jedynie ułatwiać zadanie - nie są gwarancją sukcesu lub porażki. Ale pomimo tak hardkorowego podejścia do rozgrywki jest tu nieco zaskakujących uproszczeń. Ot, chociażby szybka podróż do wcześniej odkrytych miejsc, ale nie ma ona formy natychmiastowej teleportacji - gra prezentuje wyprawę na mapie i przerywa ją jeśli zostaniemy napadnięci albo kogoś napotkamy. Niezły pomysł. Dziwniejszy jest autoprzyzywany koń. W tej grze, w której każde podniesienie przedmiotu, otwarcie drzwi i wspięcie się na siodło ma swoją animację mającą urealnić całe doświadczenie mamy nagle wierzchowca, który teleportuje się do nas gdy tylko zagwiżdżemy. Zwykle stara się materializować za naszymi plecami, ale czasem mu się to nie udaje. Niestety nie wszystkie mechaniki w Kingdom Come: Wings of Deliverance mi się podobają. Mam dość mieszane odczucia jeśli chodzi o walkę. O ile skillowe, bezcelownikowe strzelanie z łuku jest bardzo trudne, ale i dobre tak starcia prowadzone przy pomocy broni białej są dość… drewniane. W teorii model jest fajny - kamera przykleja się do wrogów, ruchem analoga można wybrać jeden z pięciu kierunków, z których zadaje się cięcia, są też szybkie pchnięcia, a ataki da się blokować, odbijać lub ich unikać. Można uczyć się kombinacji, markować wyprowadzane zamachy i zmieniać ich kierunek, a nawet uderzać ciałem wrogów. Wszystko to oparte jest na szkieletowych animacjach i w zasadzie jest to całkiem fajne - szczególnie jeśli walczymy z jednym przeciwnikiem na raz, ale jest też w tym wszystkim pewna doza chaosu i drewna. Walka ma być niby oparta na umiejętnościach gracza, ale zbyt często miałem wrażenie, że ten system nie do końca działa.

0 Komentarzy

Ostatnie wpisy