grynaplus

GRYNAPLUS

Ładowanie...

grynaplus

GrynaPlus

banner-badge

Blog

Znajdują się tu wszystkie artykuły napisane przez naszych użytkowników!

12

Blakszip

3 lata temu

Paradise Lost - recenzja gry

Oto Szymon. No, ręce Szymona. Szymon wkracza do bunkra, aby dowiedzieć się kim jest mężczyzna, który znajduje się na fotografii obok matki chłopaka. Niemiecki bunkier wydaje się zawierać nieoczekiwanie mało... Niemców, ale wkrótce okazuje się, iż mieszkała tu też przez jakiś czas polska społeczność - także już nieobecna. Szymon nie jest jednak całkiem sam. Dość szybko udaje się nawiązać kontakt z dziewczyną, która komunikuje się z nim przez system nagłośnienia bunkra i podczas podróży chłopaka przez nazistowską "Atlantydę" będą mieli okazję poznać się lepiej. Cała opowieść to odkrywanie co też wydarzyło się w tych podziemiach i dlaczego. Gdzieś tam pojawia się też reklamowany przez twórców gry wątek słowiańskiej mitologii, ale ten element nie jest tak rozbudowany jak można by sobie życzyć. Co jednak nie dziwi - dawne, słowiańskie wierzenia to coś o czym wiemy niewiele i zbyt dużo aktualnych ustaleń opiera się na domysłach, więc i w grze owa mitologia pełni raczej funkcję kolorytu oraz inspiracji dla pewnych wizualnych projektów lokacji - co samo w sobie jest naprawdę fajne, ale chciałoby się otrzymać tego więcej. Paradise Lost to kolejna, po Medium, polska produkcja, która korzysta z lokalnej historii oraz kultury naszego regionu, aby nadać grze charakteru i bardzo mnie to cieszy, że ów bunkier umieszczono pod Krakowem, a większość postaci to Polacy. Niestety jest to też kolejna gra, która nie ma pełnej polskiej wersji językowej, ale tutaj mamy do czynienia z produktem jeszcze mniejszym od wspomnianego Medium, więc domyślam się, iż koszt polonizacji byłby zbyt duży dla studia i wydawcy. Szanuję za to fakt, że głosy wszystkich postaci nagrali polscy aktorzy głosowi, więc mówią po angielsku z zauważalnym akcentem, a do tego wtrącają do swoich wypowiedzi pojedyncze, polskie słowa. Ma to swój klimat. 

Paradise Lost - pierwszoosobowa przygodówka o ogromnym potencjale ... no,  ale coś nie pykło :(

Od strony rozgrywki Paradise Lost to… w zasadzie klasyczny symulator chodzenia. Szymon przemierza kolejne lokacje jak po sznurku. Czasem trafią się jakieś boczne pomieszczenia, których zwiedzenie jest opcjonalne, ale eksploracja jest raczej ograniczona. W zasadzie nie ma tu też za bardzo innej rozgrywki, bo nawet elementy przygodówkowe są zredukowane do minimum - w kilku miejscach trzeba znaleźć jakiś przedmiot i go użyć, ale są to zawsze bardzo oczywiste zadania. Nie ma tu też elementów zręcznościowych - Szymona nie ściga żaden potwór ani inne ucieleśnione zło, nie musimy walczyć ani uciekać. Fabuła dostarczana jest poprzez konwersacje z tajemniczą towarzyszką Szymona, której głos wydobywa się z bunkrowego radiowęzła, liczne notatki i pamiętniki, okazjonalne dzienniki audio oraz terminale prezentujące przy pomocy dźwięku i interfejsu wydarzenia z przeszłości. Czasem podczas konwersacji możemy wybrać co powiedzieć, a przy odsłuchiwaniu i oglądaniu zapisu zdarzeń z systemu monitoringu podejmujemy dodatkowe decyzje - co jest nieco zabawne, bo to przecież nagrania, ale chyba założenie było takie, że to nie tyle Szymon, a gracz wpływa na te opowieści z przeszłości. Wybory te mają jakiś wpływ na relacje postaci i fragmenty opowieści, ale ostatecznie jedno z zakończeń wybieramy na koniec niezależnie od wcześniejszych decyzji. Ale tak realnie to Paradise Lost jest głównie grą o chodzeniu, oglądaniu miejscówek i wchłanianiu opowieści. Można by powiedzieć, że taka jest charakterystyka gatunku, ale z drugiej strony kilka lat temu wyszła taka gra jak What Remains of Edith Finch, która też była symulatorem chodzenia, a jednak robiła masę ciekawych rzeczy jeśli chodzi o interakcję gracza. 

I oto całe Paradise Lost. Symulator chodzenia ze świetnie wymodelowanymi lokacjami. Rozgrywki prawie tu nie ma, ale jeśli postnuklearne, nazistowskie, podziemne miasta pełne tajemnic ze szczyptą słowiańskości wydają się Wam interesujące to znajdziecie tu kilka godzin niezłej, niespiesznej opowieści podlanej nie aż tak ciężkim, ale wyraźnym klimatem.

0 Komentarzy

Ostatnie wpisy