grynaplus

GRYNAPLUS

Ładowanie...

grynaplus

GrynaPlus

banner-badge

Blog

Znajdują się tu wszystkie artykuły napisane przez naszych użytkowników!

12

Blakszip

3 lata temu

Resident Evil Village - recenzja gry

Resident Evil 7 sprzed 4 lat pod wieloma względami powracał do korzeni serii - Residentów niespiesznych i nieco okrojonych z walki. Byli tam potężni wrogowie, przed którymi trzeba było uciekać, bardziej kameralna skala wydarzeń i nacisk na powolną eksplorację. Tymczasem Resident Evil Village, czyli ósma odsłona głównej serii, pomimo bycia bezpośrednią kontynuacją siódemki - bo ponownie kierujemy działaniami i poznajemy dalsze losy Ethana Wintersa, a do tego znowu oglądamy je z pierwszoosobowej perspektywy - jest grą kompletnie inną. Ten Resident jest trochę jak te stare kapele ruszające w trasę koncertową, na której nie będą promować nowej płyty, a skupią się na graniu swoich największych, najbardziej znanych przebojów. Village na pierwszy rzut oka przypomina Resident Evil 4. Znowu mamy odizolowaną wioskę w Europie ze średniowiecznymi elementami, osobliwego handlarza dostarczającego bohaterowi oręż i zasoby, a do tego rozgrywka zdecydowanie bardziej stawia na akcję i walkę z grupami wrogów, przed którymi czasem nawet barykadujemy się w chatach niczym Leon w czwórce. Aczkolwiek sam klimat horroru jest inny, bo zamiast brudnej, leśnej, amerykańskiej grozy inspirowanej Martwym Złem z elementami tzw. found footage mamy coś bliższego klasycznemu horrorowi gotyckiemu z wampirami i wilkołakami. Ba, mamy tu też naleciałości z Resident Evil 2, bo napotkamy praktycznie niezniszczalnego wroga podążającego za graczem po pewnych fragmentach mapy, a nawet sama struktura gry jest podobna, bo tu też najpierw przemierzamy sporą, pełną połączeń lokację zamku, który odkrywamy w podobny sposób jak posterunek policji w dwójce, a późniejsze miejscówki są już nieco bardziej liniowe.

Jak już wspomniałem - Resident Evil Village kontynuuje opowieść siódemki. Ethan Winters, po koszmarnych wydarzeniach w domu Bakerów, przeprowadza się do nieokreślonego kraju w Europie, ale wkrótce rodzinna sielanka zostaje brutalnie przerwana, a okoliczności zmuszają naszego protagonistę do ratowania swojej półrocznej córeczki Rose w jakiejś zacofanej wiosce na końcu świata. Prawdopodobnie od biedy dałoby się grać w ósemkę bez ogrywania siódemki, bo mamy tu nowe miejsce akcji, nowych antagonistów i nową intrygę, ale nie brakuje tu wątków sięgających poprzedniej odsłony i do pełnego zrozumienia fabuły trzeba znać pierwszą połowę historii Ethana Wintersa. I chociaż oczywiście nie brakuje tu Residentowych idiotyzmów to widać, że Capcom od poprzedniej odsłony zaczął te opowieści traktować nieco poważniej, przykładając się do spójności i lepszego prowadzenia wątków. W efekcie otrzymaliśmy historię, która nie jest zbyt oryginalna, ale wciąga, ma sporo wyrazistych postaci i fajnych smaczków. A do tego rzecz ma zaskakująco różnorodny klimat.

 

Resident Evil Village odnotowuje świetną sprzedaż po premierze - Gry w  INTERIA.PL

 

Wspomniałem o gotyckim horrorze, ale to raczej wstępne wrażenie, bo przez całego ósmego Residenta walczymy z kilkoma potężnymi przeciwnikami, a każdy z nich ma własny segment gry charakteryzujący się inną stylistyką. Nie chcę za wiele spoilerować, ale obok wampirycznego horroru gotyckiego czy pełnej akcji sekwencji bardziej industrialnej dostajemy też, między innymi, kompletnie pozbawiony walki, mocno schizowy wątek pewnego pustego domiszcza, w którym musimy rozgryźć zagadki i nie dać się zabić różnym koszmarom. To chyba zresztą ten moment kiedy nowy Resident najskuteczniej straszy. Tym samym dostajemy tu kilka odmiennych horrorów, ale cała gra nie wydaje się bezsensownie posklejana, bo tworzy to spójną, różnorodną konwencję. Warto tu też zaznaczyć, że po tym jak Internet zapałał miłością wobec - nie tyle posągowej co wręcz pomnikowej - Lady Dimitrescu, Capcom skupił na tej postaci swoje marketingowe działania, a tymczasem jej rola w grze - chociaż bardzo wyrazista - jest dość ograniczona. Tak jak Resident Evil 3 miał w podtytule Nemesis tak tutaj gra nie mogłaby się nazywać Resident Evil 8: Dimitrescu. Ale wiemy już, że fabuła w ósemce jest udana. A jak się w to gra? Rozgrywka w Resident Evil Village też mi się podoba, ale… mam tu już nieco zastrzeżeń. Jak wspomniałem - odmienny klimat poszczególnych segmentów gry wpływa na to jak się w nie gra, ale ogólnie ósma odsłona ma o wiele więcej walki niż siódma. Skojarzenia z Resident Evil 4 nasuwają się same. Nierzadko napotykamy grupy wrogów, a bohater porusza się dość wolno, więc musimy planować swoje położenie, aby nie dać się otoczyć. Czasem nawet, jak to zdarzało się też Leonowi w czwórce, barykadujemy się zastawiając drzwi kredensami… Musimy oszczędzać amunicję, której rzadko kiedy mamy pod dostatkiem. Przeszukujemy lokacje w poszukiwaniu skarbów sprzedawanych osobliwemu handlarzowi, a za pozyskaną walutę rozszerzamy i ulepszamy arsenał. I sama walka jest bardzo przyjemna - z pistoletów, strzelb i granatników strzela się miło, a do tego niezbyt łatwo, bo wrogowie robią uniki. Niemniej czegoś mi tu brakuje. Resident Evil 4 oraz 5 miały ten fajny system wytrącania wrogów z równowagi i glanowania ich z bliska, aby oszczędzić amunicję. Szóstka niby też, ale ona się trochę pogubiła. Tymczasem Ethan Winters potrafi tylko poruszać się, strzelać i osłaniać rękoma, aby ograniczyć otrzymywane obrażenia. Bo jak wiadomo średniowieczny topór wbity w rękę boli mniej niż np. w nogę. Do tego trzecioosobowy widok starszych odsłon lepiej się sprawdzał kiedy gracz musiał zorientować się w sytuacji i podjąć decyzję o tym jaką pozycję przyjąć. A tu, nie dość, że kamera jest pierwszoosobowa to jeszcze ma dość wąskie pole widzenia, którego nie da się zmienić i o ile taka perspektywa czyni przytulającego się do nas niemilca straszniejszym w intymności tej interakcji o tyle sprawia też, że walka jest bardziej chaotyczna i nieczytelna. Dlatego też tutaj starcia głównie opierają się na schodzeniu wrogom z drogi kiedy nas atakują i możliwe jak najcelniejszym strzelaniu. Oczywiście nadal jest to przyjemne, ale wydaje mi się, że Resident coś jednak na przejściu w pierwszoosobową perspektywę stracił i szczególnie wyraźnie widać to w grze, w której jest więcej akcji. Sądzę też, że zarządzanie ekwipunkiem straciło tu sens. Bo tak, znowu nosimy nasz oręż i przedmioty użytkowe w ograniczonej przestrzeni wirtualnej walizki, ale wszystkie obiekty fabularne oraz te, z których tworzymy leczące butelki lub amunicję trafiły do oddzielnej przestrzeni. Dodatkowo zniknęły chodzące za nami skrzynie do przechowywania sprzętu, więc jeśli skończy nam się miejsce możemy jedynie sprzedać coś handlarzowi.

I oto całe Resident Evil Village. Składanka najlepszych hitów serii Resident Evil, w której może nie wszystkie numery wybrzmiewają równie dobrze, ale całość jest udana. Kilka różnych horrorów w jednym, wciągająca opowieść, wyraziste postacie i dobra mieszanka walki, eksploracji oraz zagadek. 

0 Komentarzy

Ostatnie wpisy