grynaplus

GRYNAPLUS

Ładowanie...

grynaplus

GrynaPlus

banner-badge

Blog

Znajdują się tu wszystkie artykuły napisane przez naszych użytkowników!

12

Blakszip

3 lata temu

Twelve Minutes - recenzja gry

Twelve Minutes jest minimalistyczną grą przygodową osadzoną w pętli czasowej. Świetną robotę w kreowaniu wyrazistych postaci wykonała tu gwiazdorska obsada aktorów - James McAvoy, Daisy Ridley i Willem Dafoe. Jeśli nie rozumiecie angielskiego to uspokajam, że gra ma bardzo dobrą, kinową lokalizację. Ale na czym polega rozgrywka? Większość czasu akcję obserwujemy z góry, wypowiedzi z dialogów wybieramy z listy, kursorem wskazujemy obiekty, z którymi chcemy wejść w interakcję lub przeciągamy przedmioty trzymane w kieszeni na to na czym chcemy je użyć. Bardzo klasyczna formuła przygodówki, którą ogrywa się umiarkowanie przyjemnie na konsoli, bo wtedy kursorem sterujemy przy pomocy analoga, ale gra nie wymaga ani precyzji, ani szybkich reakcji, więc nie jest to problem. Ale mimo bardzo tradycyjnej formuły sam pomysł na rozgrywkę jest oryginalny, bo 12-minutowe cykle wypełnione są określonymi wydarzeniami, na które możemy wpłynąć w stosownych momentach, a poziom interakcji jest wystarczająco duży, aby liczba opcji była spora. Nasze możliwości nie są jednak takie same w każdym cyklu, bo bohater w kolejnych próbach zbiera coraz więcej informacji, a to otwiera nowe ścieżki, pozwala inaczej prowadzić dialogi i podejmować nowe działania. Całość jest całkiem sprytnie zaprojektowana, aby w miarę możliwości zredukować powtarzalność rozgrywki w każdym cyklu. Istnieją tu fabularne skróty i tak jak np. przekonanie żony do tego, iż jesteśmy w pętli czasowej początkowo wymaga całego szeregu akcji tak potem - po zdobyciu pewnych informacji - będziemy to w stanie zrobić przy pomocy krótkiego dialogu. To trochę jakbyśmy otworzyli furtkę pozwalającą szybciej dotrzeć do bossa w Soulsach. Ponadto - chociaż cykl trwa 12 minut to w pewnych chwilach możemy przyspieszyć upływ czasu do kolejnego, istotnego wydarzenia, aby nie czekać bezczynnie i się nie nudzić. I cała rozgrywka opiera się na testowaniu różnych scenariuszy. Np. możemy ukryć się w szafie kiedy przyjdzie policjant, ale jak tylko skuje on żonę to ta zdradzi naszą obecność swoimi wypowiedziami i gliniarz wkrótce nas znajdzie.

 

12 Minutes: Spielzeit und Umfang

 

I to co mi się bardzo podobało w Twelve Minutes to fakt, że większość wykonywanych tu działań jest logiczna. Oczywiście nie możemy często przewidzieć efektów tego co zrobimy, ale jeśli jakaś sekwencja akcji kończy się na jakimś wydarzeniu powstrzymującym nas przed otrzymaniem kolejnych informacji, bo np. bohater został znowu znokautowany przez wściekłego policjanta, to naturalne jest kombinowanie jak sprawić, aby do tego wydarzenia nie doszło. I to się pięknie tu sprawdza. Niestety pod sam koniec gry musimy wykonać kilka działań, które z logiką nie mają nic wspólnego - są mocno arbitralne i osobliwe. I tu się zablokowałem konkretnie. Do tego jest przynajmniej jedna sytuacja, w której twórcy oszukują z zasadami gry i zmieniają efekty pewnej sekwencji działań. Wcześniej coś otwierało pewną ścieżkę, ale scenarzysta uznał, iż od pewnego momentu ta ścieżka musi być zamknięta i nagle jakieś narzędzie zaczyna działać inaczej. Trochę to irytuje w tak logicznie skonstruowanej rozgrywce. Jest też przynajmniej jedna mechanika, która niczemu nie służy - co najwyżej temu, aby sprowadzić gracza na manowce. Niech kombinuje, aż zrozumie, że tak nic nie wskóra. Przez moment myślałem, że gra nie ma zakończenia. Kiedy wydawało się, że już wszystko odkryłem - cykl nadal się powtarzał. Dlatego zdradzę Wam coś co chciałbym już wtedy wiedzieć. Otóż: zakończenie istnieje - takie po którym pojawiają się napisy. Ba - z tego co wiem - są przynajmniej dwa i po drugim nie tylko dostajemy napisy końcowe, ale i całe postępy całkowicie się resetują. Więc spokojnie - da się ten tytuł definitywnie ukończyć. No dobrze, ale jak broni się fabuła? Postaram się to w skrócie opisać bez spoilerów. Cała struktura opowieści zbudowana jest tak, że każda odkrywana tajemnica ma swoje tajemnice. Takie fabularne obieranie cebuli z kolejnymi warstwami intrygi. Ma to sens z punktu widzenia rozgrywki. Odkrywamy coś, a potem okazuje się, że sprawa ma drugie dno, które zmienia jej wydźwięk, a następnie jest jeszcze jedno dno i tak dalej. Do pewnego momentu jest to naprawdę sprytnie wymyślone i całość trzyma się kupy, ale problem z taką strukturą jest taki, że ostateczne wyjaśnienie intrygi musi być zaprojektowane naprawdę genialnie, aby nadal zaskakiwało i jednocześnie łączyło się z całością. Tu niestety się to nie udaje. Najpierw dochodzi do tego, że kolejna warstwa tej fabularnej cebuli okazuje się boleśnie głupia, a na sam koniec, pod ostatnią warstwą cebuli znajdujemy, trzymając się tej cebulowej metafory… śliwkę. Bo zakończenie tu jest dziwne, mętne i otwarte na interpretację. Jest to wyjście z sytuacji lepsze niż zakończenie głupie, bo gracz dostaje garść niejasnych poszlak bez określonego klucza i niech sobie kombinuje. Może to co wykombinuje nawet mu się spodoba. Niemniej jeśli ktoś lubi jasne i klarowne finały to może tu być zawiedziony.

I oto całe Twelve Minutes. Świeże, minimalistyczne i interesujące podejście do klasycznej formuły przygodówki z ciekawie napisaną i zagraną opowieścią. Niestety popełnia kilka błędów pod koniec, ma nieco niespójną prezentację i zakończenie można uznać za niezbyt satysfakcjonujące. Ale mimo tych problemów uważam, że warto poświęcić te 5-6 godzin i zagrać, bo gra jest zwyczajnie ciekawa.

0 Komentarzy

Ostatnie wpisy