grynaplus

GRYNAPLUS

Ładowanie...

grynaplus

GrynaPlus

banner-badge

Blog

Znajdują się tu wszystkie artykuły napisane przez naszych użytkowników!

12

Blakszip

3 lata temu

Watch Dogs Legion - recenzja

Rdzeń rozgrywki nowych Watch Dogs w zasadzie jest taki sam jak w Watch Dogs 2. Nadal jest to gra z otwartym światem, po którym poruszamy się pojazdami i pieszo - niektórymi postaciami wręcz parkourowo, bo jak wiadomo omijanie niskich obiektów jest dla słabych. Możemy hakować i kontrolować różne obiekty telefonem, aby np. potrącić wroga zaparkowanym autem, uaktywnić pułapkę, zacząć sterować latającym w okolicy dronem albo wysłać kieszonkowego pająkobota, aby przelazł przez wentylację i otworzył nam drzwi. Watch Dogs Legion pozostaje też w zasadzie skradanką, bo nadal staramy się działać cicho i możemy niepostrzeżenie obezwładniać niezaalamowanych wrogów. W razie wykrycia możemy wciąż wdać się klasyczne, brytyjskie nawalanie się po pyskach, a nawet doprowadzić do bardziej amerykańskiej strzelaniny. Gra dorzuca nieco nowych mechanik - jak chociażby przebrania posiadane przez niektóre postacie, które działają nieco podobnie do strojów w nowych Hitmanach, czyli pozwalają pozostać niezauważonym jeśli tylko trzymamy się na dystans od mogących nas rozpoznać wrogów. Nowe Watch Dogs jest więc wciąż całkiem kompetentną skradanką. I nadal jest taką sobie strzelanką. Jasne - jest system osłon, parę różnych spluw i klasyczne, trzecioosobowe strzelanie, ale nie daje ono zbyt wiele radochy. Niestety w paru momentach fabuły gracz ląduje na arenach - otoczony przez rozsierdzonych adwersarzy - i rozpętuje się strzelanina. Kiepski pomysł w zasadniczo skradankowej grze. Model jazdy pojazdów przypomina wciąż jazdę mydelniczkami po lodzie. Jest to funkcjonalne, ale to jak prowadzi się auta i motocykle w ogóle nie daje satysfakcji, a wchodzenie na ręcznym w zakręty jest równie rozrywkowe co szorowanie tyłkiem po asfalcie. Za to za zaletę należy uznać niektóre zadania związane z przejmowaniem dzielnic, bo będziemy tu ścigać się z czasem szybkimi dronami w labiryntach, skakać po kołach zębatych w Big Benie pająkobotem, uciekać przez miasto autem prowokując policję albo oświetlać sobie specjalnym dronem drogę przez całkiem ciemną piwnicę.

 

Watch Dogs: Legion – 10 New Things We Learned About The Game

 

No i niektóre misje poboczne mają fajną, lekko łamigłówkową strukturę - np. można potrzebny nam samochód wyprowadzić hakowaniem z piętrowego warsztatu obstawionego gangsterami bez wchodzenia na jego teren - trzeba tylko pokombinować. Oczywiście można w takich sytuacjach też wejść i wytłuc wszystkich, ale zdalne wyprowadzenie potrzebnej karetki z terenu szpitala bywa bardziej satysfakcjonujące. Fabuła Watch Dogs Legion trzyma się standardu serii, ale w nieco większej skali. W Londynie dochodzi do serii ataków terrorystycznych, ochrona miasta trafia w ręce Prywatnej Firmy Wojskowej Albion, która wkrótce zaczyna nadużywać swojej władzy, więc hakerska organizacja DedSec przyjmuje rolę ruchu oporu, aby swoimi metodami walczyć z niesprawiedliwością. Opowieść Watch Dogs Legion nie jest nawet zła i ma pewne fajne momenty, ale trochę traci na wyrazistości przez rozproszonego, losowego bohatera, bo w każdym przerywniku bierze udział aktualnie sterowany przez nas agent i każdy reaguje na wydarzenia w innym stylu. Niektóre wypowiedzi mają nawet sporo charakteru, a same postacie zagrane są nieźle, ale ich zmienność i pewna szablonowość sprawia, iż grze trochę brakuje protagonisty. Tak naprawdę najbardziej wyrazista jest towarzysząca agentom DedSec sztuczna inteligencja Bagley, która ma całkiem fajne poczucie humoru i nadaje opowieści jakiś ton. Ach, no i trochę zaskakuje to, że Watch Dogs Legion odlatuje chwilami w sferę fantastyki naukowej, więc wydaje się nieco mniej realistyczne niż poprzednie odsłony, ale… z drugiej strony to jest najbardziej cyberpunkowa gra 2020 roku. Tak, bardziej od samego Cyberpunka 2077. Chociaż warto zaznaczyć, że to bardziej odmiana Cyberpunka znana jako Nowpunk. Bo wiecie - Cyberpunk jako gatunek przedstawiał mroczną wizję przyszłości opartą o aktualne obawy społeczne związane z rozwiniętą techniką. Cyberpunk 2077 zbudowany jest na lękach z lat 80. ubiegłego wieku, czyli czasów, w których gatunek powstał. Niezbyt odwzorowuje dzisiejsze lęki. Tymczasem nowe Watch Dogs jest bardzo silnie zakorzenione we współczesnych lękach dotyczących technologii.

 

Watch Dogs: Legion za darmo! Jest jednak pewien haczyk | ITHardware

 

Z tła fabularnego - czytanych notatek, wiadomości i pobocznych dialogów wyłania się obraz społeczeństwa poddawanego nowym formom kontroli. Dane osobowe wykorzystywane są zakulisowo do śledzenia jednostek, pozbawiania je prywatności, manipulowania opinią, a nawet tworzenia systemów oceny obywatela, które jawnie rozwijają się dziś w totalitarnych Chinach. Opinie napotykanych bohaterów niezależnych pochodzą z kłamliwych artykułów podetkniętych im przez sieciowe algorytmy, a sprywatyzowana policja pomaga organizacjom przestępczym z uwagi na zbieżność interesów. To czy te lęki są uzasadnione, a scenariusz prawdopodobny podlega oczywiście dyskusji, ale doceniam to, że Ubisoftowi wreszcie - po tylu próbach - udało się zrobić grę o czymś i jeszcze - przy okazji - jest ona tak wyraźnie cyberpunkowa pomimo braku klasycznego sztafażu w postaci cyberwszczepów oraz latających samochodów. Chociaż swoisty, cyberpunkowy high tech i low life tu są, bo głównym bohaterem jest tu współcześnie stechnicyzowana ulica. Naszych protagonistów rekrutujemy wprost z rynsztoka. Ale dość o tym - czas na główne danie tego artykułu... O co chodzi w tym systemie postaci? Otóż działa to tak, że bohaterowie gry to agenci DedSecu rekrutowani spośród pieszych napotkanych w Londynie. Naszą drużynę tworzymy sami. Telefonem możemy każdego profilować - poznać jego specjalne właściwości, wyposażenie i garść wydarzeń z życia, a jeśli uznamy osobę za wartą uwagi to możemy do niej podejść, zagadać i otrzymać misję, po wykonaniu której zdobędziemy nowego agenta. Warto tu dodać, że te misje rekrutacyjne są nawet całkiem fajne, ale i generowane z ograniczonej puli. Po pewnym czasie grania natrafiamy na te same historie motywujące i ponownie zaczynamy włamywać się do już wcześniej odwiedzanych miejsc. Z czasem te zadania zaczynają nużyć - szczególnie jeśli, tak jak ja, gracie z włączoną permanentną śmiercią, która sprawia, że ginący w walce agenci faktycznie umierają, a nie jedynie trafiają tymczasowo do szpitala. Ale do tego jeszcze wrócę. Twórcy twierdzą, że możemy kierować działaniami każdego z 9 milionów mieszkańców Londynu. Jak to z grami bywa - jest to jednocześnie prawda i kompletna bzdura, bo oczywiście możemy zrekrutować każdego napotkanego przechodnia, ale - tak jak w innych grach - oni przez większość czasu nie istnieją. Obserwowałem NPCów i testowałem systemy, aby zorientować się jak działają. Śledziłem, analizowałem ścieżki poruszania się i prowokowałem powstawanie pewnych relacji. Wydaje mi się, że mam całkiem niezłe pojęcie jak działa ten system. Posłużmy się przykładem. Otóż śledziłem sobie jednego z NPCów. Po dłuższym czasie doszedłem do wniosku, iż kręci się on po okolicy całkiem bez sensu. Prawdopodobnie początkowo piesi są w nowym Watch Dogs tacy sami jak w prawie każdym miejskim sandboksie. Ich życiorys i cele nie istnieją. No, tutaj dopóki ich nie sprofilujemy telefonem. Warto tu zaznaczyć, że cechy przechodniów nie są generowane całkiem losowo, a używany jest algorytm dbający o to, aby postać nie była absurdalna i by jej właściwości ze sobą współgrały. Działa to nawet sensownie. Podobnie twarze postaci nie wydają się ulepione przez jakiś system kreacji bohaterów, a są chyba gotowymi, zeskanowanymi facjatami istniejących osób z ewentualnie zmienionymi fryzurami lub zarostem. Tak sądzę, bo się powtarzają - w mieście napotkałem kilku sobowtórów mojego łysego szpiega.

 

Watch Dogs: Legion – darmowy weekend próbny

 

Profilując każdego bohatera możemy obejrzeć też jego plan dnia i tam dowiedzieć się co robi o każdej godzinie oraz z jakimi innymi osobami spędza czas. Przydaje się to jeśli chcemy zrekrutować kogoś kto za DedSekiem nie przepada - szczególnie np. jakiegoś gangstera albo ochroniarza Albionu. Polska wersja próbuje radzić sobie z zaimkami i rodzajami, ale nie zawsze jej to wychodzi. Polska język trudni być! Jeśli dotrzemy na miejsce o niewłaściwej godzinie to można przewinąć czas tak, aby dana postać np. właśnie wychodziła z jakiegoś spotkania albo kończyła czynność lub przechadzała się ze znajomym po okolicy. Miasto zostało wyposażone w bardzo wiele drzwi, z których mogą korzystać jedynie NPCe i gra używa tego przy wprowadzaniu postaci na mapę w stosownej okolicy o odpowiednim czasie. Aczkolwiek czasem zdarzy się, że jakaś postać robić coś… dziwnego. Przeglądając plan dnia danej osoby możemy znaleźć sytuację sugerującą, że postać potrzebuje jakiejś pomocy, a to uaktywni stosowną misję. Albo też możemy zrekrutować kogoś z kim taki przykładowy NPC ma bliskie relacje. NPCe mogą nie tylko nie lubić, ale wręcz nienawidzić DedSecu jeśli mieli jakieś złe doświadczenia - zostali potrąceni na pasach przez agenta albo są ochroniarzem Albionu, który dostał w łeb lub stracił kolegę z pracy podczas starcia z DedSekiem. Próbowałem rekrutować takich wkurzonych antagonistów pomagając ich znajomym i rodzinie, ale wydaje się, że ta nienawiść jest nieodwracalna. Chyba.
I oto całe Watch Dogs Legion! Gra innowacyjna, ale trochę obawiająca się własnej innowacji. Z ciekawym potencjałem, ale niezbyt wykorzystanym przez zbyt zachowawcze podejście do marki. Od strony rozgrywki to nadal całkiem kompetentna kontynuacja poprzednich odsłon, ale właśnie trochę za bardzo jest to kontynuacja poprzednich odsłon, aby być interesującą. Ktoś się bał, że tabliczka czekolady graczom nie wyda się już tabliczką czekolady. Ja serię lubię, więc bawiłem się dobrze, ale ostatnie godziny z niecałych 40 spędzonych z grą były już dla mnie walką ze znużeniem, bo nowe systemy - zamiast rozszerzać opowieść - rozciągały rozgrywkę. Niestety największy grzech Watch Dogs Legion jest taki sam jak Far Cry 2: gra zbyt szybko staje się… nudna. To chyba jakaś klątwa Clinta Hockinga. A jedna z najzabawniejszych rzeczy w tej grze to kinowa lokalizacja, która w zasadzie nie jest zła, ale w paru momentach tłumacz albo nie miał kontekstu albo dostał dziwne wytyczne i próbował wsadzić slang tam, gdzie go nie ma. Bo owszem - pokazani w grze londyńczycy są, jak w rzeczywistości, bardzo zróżnicowani etnicznie i mówią bardzo różnie. Niemniej rzadko jest to faktyczny slang - zwykle raczej niestandardowy akcent lub wymowa.

0 Komentarzy

Ostatnie wpisy